środa, 11 stycznia 2017

Najlepsze Polskie Piwa 2016


Zleciało jak nie wiem. Pamiętam jak pisałem zeszłoroczny plebiscyt, a tutaj kolejny rok minął. Przyniósł on nam wiele świetnych piw. Wydawać by się mogło że już w roku 2015 rynek się nasycił - nic bardziej mylnego. Zapraszam na obiektywną przypominajkę, które piwa mnie najbardziej zachwyciły w 2016 roku.




Chyba jedyne piwo w tym roku, które wypiłem tak szybko. 100 Mostów w kooperacji z amerykańskim Bristol Brewing Company stworzył coś, co wielu uznało za kompletnie niewyobrażalny twór. Piwo to zakwaszone zostało różnymi kulturami kwasu mlekowego, i mocno nachmielone na aromat wręcz wyrywało z butów swoją rześkością. Niezwykle pijalne, moje pierwsza butelka zniknęła ze szkła w mniej niż 5 minut (przy woltażu 3.7% można sobie było bezpiecznie pozwolić). Takie to dobre!




Quadrupel wśród wszystkich piwnych stylów, nie jest szalenie popularny. Można się nawet pokłócić o stwierdzenie, iż jest to nudniejsza (belgijska) odmiana nieco popularniejszego barley wine. Mało w naszym kraju piw w tym stylu, i niewiele jest browarów za niego się zabierających. Ale jak już coś robić, to z przytupem. A Szały odwaliły takiego quada, że można o nim książki pisać. Niesamowicie złożone piwo, w którym dzieje się tak wiele, że ciężko się skupić. Przy recenzji napisałem, aby wlali je w jakąś beczkę. No i to zrobili, ówcześnie piwo wymrażając do 16% alkoholu. Jeszcze nie piłem. Mam butelkę leżakowaną w beczce po calvadosie. Dam znać jak otworzę.

Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy - Kord (Jack Daniels Barrel Aged)


Skoro jesteśmy przy mocarzach, i to belgijskich, nie sposób nie wspomnieć o Kordzie. Josefik w browarze Jan Olbracht zrobił to, czego życzyłem sobie od Szałów, ale mocniej. To znaczy tego już quadruplem nazwać było nie można, powstał zatem quintuple, o parametrach 26°Blg, i 11.2% alkoholu. Dodatkowo leżakowany w beczce po whisky Jack Daniels. Kiedy piłem to piwo w czasie upału na Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa,  byłem w ciężkim szoku jak wiele ono wnosiło. Tam się tyle działo! Królowała wanilia, dębina, pod spodem masa rodzynek, karmelu, subtelnych przypraw... Później nie miałem okazji pić, ale zapamiętałem je jako piwo genialne.



To zestawienie nie mogłoby być kompletne bez tego piwa. Regionalny browar, który już na samym początku roku zostawił daleko w tyle resztę rzemieślników. Uwarzyli takiego portera bałtyckiego, że klękajcie narody. Przeleżakowanie portera na suszonych wędzonych śliwkach nadało temu piwu sznyt genialności, a słodycz i bogactwo wszelakich aromatów dopełniły całości. Piwo praktycznie z miejsca wskoczyło z oceną 100/100 na ratebeer, i ta ocena była uzasadniona.



Kwaśna bomba, którą można było pić w dużych ilościach przez długi okres czasu. To znaczy krótki, bo tak szybko się je wchłaniało. Piwo z dodatkiem agrestu i brzoskwiń, sprawiało wrażenie kwaśnego soku. Pod względem pijalności i rześkości: najwyższa półka, powinno być sprzedawane w baniakach pięciolitrowych.

Piwowarownia - Kawko i Mlekosz


Łukasz Gustkiewicz nie miał do tej pory w swoim repertuarze takiego jednego piwa, z którym browar by się kojarzył (wiecie, jak Pacific dla Artezana, Dwa Smoki dla Pracowni Piwa, lub PanIPani od Trzech Kumpli). Dopiero Kawko i Mlekosz zapadł na dłużej w pamięci. Bezsprzecznie najlepszy polski stout z dodatkiem kawy. Powstały do tej pory chyba 3 warki, i każda kolejna okazywała się być dużo lepsza od poprzedniej. Piwo niezwykle gładkie i pijalne, ze świetnie zaznaczoną słodyczą, i intensywnym, ale nie przegiętym posmakiem kawy. No i to musiało zostać nagrodzone, bo Kawko zdobył złoty medal na Konkursie Piw Rzemieślniczych w Poznaniu.



Połączenie do którego pewnie wielu podchodziło z dużą dozą bezpieczeństwa okazało się strzałem w dziesiątkę. Początkowo obawiałem się że profil klasycznego pilsa będzie zaburzony torfową wędzonką, jednak nic z tych rzeczy, Viking okazał się być fajnym piwem które można bez zagłębiania się w zmysły smaku wypić. Czuć było oczywiście pewną ilość bandaży oraz podkładów kolejowych, na szczęście pod spodem czaiło się także sporo słodowości pochodzącej od pilzneńskiego słodu. A pijalne to jak diabli. Szkoda że powstała do tej pory tylko jedna warka.



Pijam mało kwaśnych piw, a jeszcze mniej piw przefermentowanych dzikimi drożdżami. Podejrzewałem że głównie dlatego to piwo tak mi zapadło w pamięci, jednak to nie była tylko i wyłącznie moja opinia, więc to nie moje widzimisię. Brettowy charakter tego piwa, czyli stajniana dzikość, niesamowicie dobrze łączyła się z cierpkim posmakiem czarnej porzeczki. Piwo miało 7.5% alkoholu, tak dobrze ukrytego że aż zdradzieckiego.



Generalnie ciężko jest mi zrozumieć ideę robienia kwaśnych risów. Kwaśność jakoś kompletnie nie pasowała mi do ciemnych, a w dodatku mocnych i czekoladowo-palonych risów. A tu na festiwalu w Warszawie jak już była premiera, to postanowiłem spróbować. No i piwo wywaliło mnie z kapci. Tak złożone, tak nieszablonowe i niestandardowe że nie wiedziałem co się dzieje. Bo tak dużo się działo. Od strzała nabyłem także kilka butelek, jednak podobno część skwaśniała. Jednak nie liczy się to teraz, a to wtedy. A wtedy było niesamowicie. Piwo przypominało cierpkie wino, porto, wpadające w czekoladę i kawowe posmaki, kończąc na dębowej wanilii.

Pracownia Piwa - Krakowskie Śniadanie



Utarło się stwierdzenie, że piwo musi być mocne i najlepiej jeszcze leżakowane w beczce, aby uznać je za najlepsze. Ale po co? Kiedy może powstać coś ta bardzo łamiące schematy jak Krakowskie Śniadanie. Jasne piwo z dodatkiem kawy i laktozy, smakujące totalnie jak ciemne. Do tego z niesamowitą jak na takie parametry treściwością, bogactwem aromatów słodkości, kawy z mlekiem, oraz efektem wow. Ja osobiście sięgałem po to piwo chyba najczęściej w tym roku, i z całym sercem i czystym sumieniem mogę napisać że w moim odczuciu, to było jedno z najlepszych, a jednocześnie najbardziej niedocenione polskie piwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz