czwartek, 5 stycznia 2017

LEGENDA: Samuel Adams: Utopias 10th Anniversary


Są piwa, które już swoją nazwą powodują szybsze bicie serca w piwnym środowisku. Takie, gdzie sama możliwość dotknięcia butelki sprawia że czujemy osiąganie nirwany. A możliwość spróbowania go? Jednego z najrzadziej dostępnych, jednego z najdroższych oraz najtrudniejszych piw do stworzenia? To już coś niewyobrażalnego. Tak się składa że ja miałem taką możliwość. W tym wpisie przedstawię wam słynne piwo z browaru Samuel Adams: Utopias. Lecz nie samą degustacją człowiek żyje, postanowiłem także się skupić na kilku faktach z historii oraz samego procesu powstawania tego niesamowitego trunku.


Jim Koch ze swoim największym dziełem
Źródło: http://bostinno.streetwise.co/2015/11/10/sam-adams-utopias-availability-strongest-naturally-fermented-beers/

Główny piwowar Jim Koch lubił od dawna warzyć niezwykle mocarne piwa, przekraczające szeroko uznane normy. Właśnie w taki sposób już w 1994 roku powstał Triple Bock. Potrójny koźlak, o zawartości alkoholu ponad 17%, dodatkowo leżakowany w beczce po whisky. Piwo zostało uwarzone tylko jeden raz. Jim leżakował piwa w beczce już w 1994 roku. To pokazuje jak dawno ruszyła piwna rewolucja za oceanem. No ale nie o tym ma być ten wpis.

http://picssr.com/tags/triplebock

Podobnie miała się sytuacja na przełomie 2000 roku, gdzie na nadejście nowego tysiąclecia Jim zabrał się za American Strong Ale. Ale nie takie zwykłe. Millenium miało ponad 21% alkoholu. Trunek wybitnie limitowany, opakowany w przepięknie wyglądające drewniane pudełko, ręcznie numerowany i z podpisem piwowara na nim. Podobnie jak Triple Bock, został uwarzony wyłącznie raz.

https://www.skinnerinc.com/search?s=Samuel+Adams

Utopias był trzecim podejściem do wysoko alkoholowego trunku degustacyjnego. W roku 2002 pojawił się pierwszy Utopias. Od razu z miejsca zyskał fanów, nie tyle smakiem co samym wyglądem. Trunek zapakowany w ceramiczną butelkę przypominającą kształtem kadź warzelną, pomalowaną do tego złotą farbą musiał budzić szacunek. A trunek znajdujący się w środku, mógł być tylko lepszy od swojego opakowania.

Jak wiadomo, każda warka tego piwa została numerowana. A kolejność butelek z pierwszej warki, została rozdysponowana dla pracowników browaru, poczynając od piwowarów i ich rangi. Czyli head brewer Jim Koch otrzymał butelkę z numerem 1, kolejny Dean Gianocostas butelkę z numerem 2, i tak dalej.

Pierwsza warka miała 24% zawartości alkoholu. Jak w ogóle można uzyskać tak wysoką jego ilość w piwie? Na to pytanie jest odpowiedź następująca: sam proces jest nieco skomplikowany, choć jakby nie patrzeć na proces produkcji piwa, nie jakiś wybitnie niesamowity. Jak sam browar podaje, warzą je m.in. z użyciem słodu dwurzędowego karmelowego i monachijskiego. Chmielony Hallertau Mittelfrueh, Spalt Spalter i Tettnanger. Utopias jest fermentowany kilkoma rodzajami drożdży, między innymi drożdżami szampańskimi, które sam browar określa mianem ninja yeast. Dodatkowo, pod koniec fermentacji do piwa dodawany jest syrop klonowy, dzięki któremu drożdże dojedzą co mogą, i podniosą zawartość alkoholu do oczekiwanych 28%. Ale to nie koniec.

Później piwa przelewane są do beczek dębowych. A po jakim alkoholu, zależy wyłącznie od wersji. Do tej pory były to beczki w których ówcześnie leżakowało porto, bourbon, koniak lub sherry. Nierzadko zdarza się, iż piwo leżakuje w kilku różnych beczkach po sobie. No bo kto bogatemu zabroni?
Dodatkowo wykończenie takiego piwa beczką, nadaje mu ostateczny sznyt genialności. Coś więcej niż tylko wisienkę na torcie.

Utopias pojawia się raz na dwa lata. Zazwyczaj w ilości egzemplarzy od 9000 do 12000 butelek. Dlaczego tak rzadko i tak mało? Takie specjalne piwo potrzebuje specjalnego czasu. Musi ono dojrzeć i doleżakować na tyle, żeby alkohol się ułożył a samo piwo zdążyło się odpowiednio utlenić. Jak można przeczytać w wywiadzie przeprowadzonym 7 września 2016 roku (tutaj), piwo które pojawi się w 2017 roku już na tamten moment leżakowalo w beczkach, a to co akurat warzyli, będzie gotowe na 2019


Zacznijmy od tego, że ciężko jest się zabrać za ocenianie tego piwa w kategorii... piwa. Bo Utopias to trunek wyjątkowy. Zawartość alkoholu wynosi 29%, a leżakowanie go kilka lat kilku różnych beczkach czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym. Utopias który będę miał okazję wam opisać leżakował kolejno w: dwóch różnych beczkach po porto i jednej po rumie. Całość została zblendowana, dzięki czemu do degustowania mam trunek nieprawdopodobnie limitowany.


Nalewa się totalnie bez piany. No trudno się dziwić żeby nalewało się z pianą. Niezwykle gęste i likierowe. W wyglądzie coś jak połączenie likieru (cielistość) i destylatu (efekt płakania trunku po ściankach po zamieszaniu). W kolorze tylko nieco ciemniejsze, niż popularne whisky czy bourbony.


W sumie już podczas nalewania można było poczuć TO. TO pachniało nieprawdopodobnie... Aż ciężko jest opisać, ile tam się dzieje. A jeszcze nawet nie przyłożyłem nosa do kieliszka. Ale kiedy już to zrobiłem, to zapadłem się w cudowny aromat, tak bogaty jak chyba żaden inny trunek nie pity do tej pory (EDIT: no może jeszcze Xyauyu Kentucky wprawiło mnie w podobne zakłopotanie i sensoryczne szaleństwo). Jak dla mnie: ogromne ilości czerwonych suszonych i kandyzowanych owoców (żurawina, porzeczki, wiśnie), konkretne utlenienie, objawiające się nutą nie tylko miodową, ale i suszonymi śliwkami oraz sosem sojowym. Oprócz tego mnóstwo karmelowych akcentów, brązowego cukru i masy krówkowej. Nie sposób pominąć wpływ beczki, który okazał się kolosalny. Po pierwszej fali zapachu atakuje nas druga, w której to właśnie dębina wiedzie prym. Nigdy tego nie robiłem, i nie wiem jaki byłby efekt, ale dopada mnie aromat jakby wziąć beczkę, i wycisnąć z niej tyle, ile wyciska się z mokrego prania. No dosłownie jak nalewka z dębiny. Kolosalna wanilia, mokre drewno, i destylatowy, szlachetny, alkoholowy finisz. Niesamowite doznanie, a warto dodać że praktycznie każdy znajdzie tutaj coś innego, coś dla siebie.

Tak jak mówiłem, nie oceniamy jak piwo. Cielistość może robić wrażenie, no bez kitu, w końcu mamy tu prawie 30% alkoholu. No i dopiero w smaku intensywnie i wyraźnie go czuć. Piecze w gardło, lecz przemyka się powolutku w dół brzucha. Wręcz ześlizguje się, pozostawiając za sobą alkoholowe skrobanie, i rozgrzewanie. Na skrobanie oczywiście ma wpływ także i beczka. Szorstkość jaką pozostawia można ocenić na jedną z wyższych, jakiego przyszło mi doświadczyć do tej pory. I znowu ten piękny posmak mokrego drewna. W połączeniu z pochodnymi reakcji Maillarda (karmelizacja), tutaj bardziej objawiającymi się jako skórka od chleba, melanoidyny, i dopiero w późniejszej fazie taki typowy karmel, znany np. z barley wine. Mam wrażenie, iż intensywniej dają o sobie znać także suszone owoce, z tym że na języku poszło to bardziej w stronę rodzynek, winogron, a żeby jeszcze dokładniej opisać to powiem że w stronę porto. Alkoholu takiego. Fajnego zresztą, mój tata bardzo go lubi. No ale mniejsza.
Czy powiedziałbym że jest to piwo kompletne? Na pewno nie. Bo to nie jest piwo. To jest trunek tak niesamowity, tak trudny do zdefiniowania że... nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. Doświadczenie dla zmysłów jest nieziemskie, i może ostro wywrócić myślenie o tym co człowiecza ręka jest w stanie stworzyć.

10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz