wtorek, 17 maja 2016

Silesia Beer Fest II


Sezon Festiwalowy w pełni, i człowiek pomimo natłoku obowiązków i innych takich takich musi sobie znaleźć chwilę wolnego żeby móc się na chociaż kilku pojawić. Tak też było z Silesia Beer Fest II, który to odbywał się w Katowicach. A ponieważ nie mieszkam daleko, to postanowiłem się jednak pojawić. I bardzo pozytywnie się zaskoczyłem.


Lokalizacja festiwalu to Galeria Szyb Wilson. Ten budynek to miejsce dawnego szybu kopalnianego, który aktualnie jest nieczynny a na jego miejscu i na halach obecnie działa galeria sztuki. Działa dosyć prężnie, a hala prezentuje się naprawdę dobrze. Industrialny klimat, stalowe belki i wysokie sufity dopełniały całości. Mnie się to podobało.




Przestrzeni było spoko. hale były dwie, z jasnym przejściem między obiema. Dopisały browary, które licznie się zjawiły oraz foodtrucki. Na tych drugich skupię się na początku. Bardzo fajnie że odbyło się bez burgerów wszędzie dookoła, tak bardzo oklepanych na piwnych festiwalach. Zamiast tego pojawiły się fryteczki, greckie jedzonko, pyszne i doskonałe na piwny festiwal langosze, i kilka innych. Moje serce zdobył jednak Walenty Kania który serwuję tak zwaną kuchnię dla odważnych. Czyli wątróbka, serduszka, ale także kiełbaski i dużo innych. Wraz z moją lubą zdecydowaliśmy się na kiełbaski z barana i z sarenki. Mówi się że jesteś tym co jesz, jednak w tym przypadku nie jadłem barana (hehe), który okazał się przepyszny. Sarenka również. Polecam tego allegrowicza, śmiało mogę powiedzieć że to była najlepsza kiełba jaką jadłem w życiu. Zdecydowanie wychodzi na prowadzenie w kategorii kiełbas, zostawiając kiełbaski z Nyski na drugim miejscu.
A, doszedłem do wniosku że bardzo ciężko zrobić dobre zdjęcie kiełbasy. Każde jakie spróbowałem zrobić wyszło bardzo... Hmmm, fallicznie.



Co do festiwalu... Może nie pokuszę się o aż tak poważne stwierdzenie że "zachwytom nie było końca". Na początku był mały problem z toaletą na terenie festiwalu, gdzie ubikacja po prostu nie działała. Obsługa uwijała się z mopami, chyba pojawił się jakiś wylew. Jednak dla gości okazały się dostępne toj-toje na zewnątrz, niedaleko foodtrucków. Jednak moim zdaniem za blisko żarcia. Na całe szczęście wiatr był łaskawy i nie zawiewał nie tam gdzie powinien.
W czasie mojej prezentacji coś było nie tak z kablem, ponieważ obraz z prezentacji, zamiast białego okazał się fioletowy. No cóż, zdarza się. Nie będę się rozpływał jakoś szalenie ponieważ wykład poszedł mi na tyle fajnie że nie miałem na co narzekać! Tyle z minusów, zajmijmy się sprawami pozytywnymi.

Browarów tak jak wspomniałem było dużo. Bez sensu jest wymieniać je wszystkie, kto bardziej ciekawy to sobie kliknie tutaj i poczyta kto był.

Pojawili się zarówno najwięksi, jak i bardzo dużo mniejszych graczy, jak na przykład browar Reden, ale ten z Chorzowa, z którego piw nigdy nie miałem okazji próbować. Zapadł mi on w pamięć od razu, po spróbowaniu 100% brett warzonego z użyciem czarnej porzeczki. O mamuniu, jakie to było dobre. Niezwykle intensywny aromat owocowy, wręcz wymiatał zdecydowaną większość kwachów jakie miałem okazję pić do tej pory. Piękna porzeczka, cudowna dzika nuta (stajenka, sianko), zarówno w aromacie jak i w smaku. Odfermentowane chyba do zera (15°Blg, 7,5% alkoholu), niesamowicie cierpkie, kwaśne (ale tak niezwykle owocowo) oraz z przecudnie pozostającą na języku suchą, cierpką nutą. Dla takich piw aż szkoda że pije się je na festiwalu, a nie spokojnie w domu skupiając się na całości. Brawa, oklaski, ukłony. Uważam że gdyby ktoś napisał na butelce że to jest kwach z jakiegoś Mikkellera to ludzie byliby w stanie wydać na nie spokojnie te 50 PLN. A tutaj małe (0,3L) za dyszkę. Czapki z głów. Płaczę że nie udało mi się spróbować wersji truskawkowej.



Kazek, czyli American Pale Ale z Radugi okazał się bardzo fajnym piwem. Powiem tak, zbyt dużo się tam nie działo, bo piwo nie było szalenie bogate jeśli chodzi o to o co chodzić w stylu APA powinno, czyli chmiel. Aromat umiarkowanie intensywny, w smaku goryczka wysoka jednak akceptowalna, i w życiu nie dałbym jej 50 IBU. Niezobowiązujące piwo, które wypiłem ze smakiem.



Nowość od Królów Szpilek była pierwszym piwem jakie spróbowałem. Session IPA z dodatkiem owoców Caja, czyli takiego czegoś przypominającego mango i pomarańczę. Niezwykle przyjemny aromat, mocno zbity, gęsty i owocowy, przypominający właśnie mieszankę przejrzałego ananasa oraz mnóstwa cytrusów i mandarynek. Oraz niestety minimalnego masełka, które w tym przypadku nie przeszkadza. Smak nie pozostawiał wiele do życzenia, bo było to co być powinno: subtelna goryczka, słodowa kontra niezbyt karmelowa ale słodka. I wysoka pijalność. Dobra rzecz. No i wzbogaciłem się o nową szklankę!



Warta odnotowania była także premienia piwa Kawa i Papierosy, które zostało uwarzone dzięki browarowi Piwowarownia w ramach inicjatywy Cracow Beer Academy. O co chodzi? Chodzi o to, żeby piwowar domowy mógł uwarzyć piwo w browarze większym, na dużo większą skalę. Na pierwszy ogień poszedł Tomek Syguła z domowego browaru Leśniczówka, który recepturę domową przełożył na browar większy, i uwarzył jasne piwo z dodatkami szalonymi: kawy i tytoniu, które wzbogacone zostały wędzonką. Połączenie szalone, zdało egzamin. Miałem możliwość pić wersję domową, i muszę przyznać że ta z Piwowarowni przemawia do mnie nieco bardziej, bo domowa była agresywniesza. Tutaj tytoń mocno wyczuwalny zarówno w nosie jak i w ustach, z bardzo charakterystycznym skrobaniem i suchym posmakiem w gardle. Wędzonka wyczuwalna niezwykle delikatnie, natomiast kawa praktycznie zginęła. A szkoda, bo to jej oczekiwałem najbardziej. Mnie podeszło średnio, ponieważ jeśli chodzi o tytoń i papierosy to jestem jaroszem. Ale branie miało, ponieważ w głosowaniu na najlepszą premierę festiwalu zdobyło I miejsce. Brawo Piwowarownia, brawo Tomek!


Dumny piwowar i jego dziecko

Spróbowałem nowej Pinty, American Stouta o wymownej nazwie American Black, w którego nazwie wielu doszukiwało się rasistowskich smaczków. Ja tam wolę jednak ocenić piwo a nie nazwę. A moim zdanie wyszło smacznie. Można by rzec, że smakuje jak taki przykładny american stout. Jest wszystko co ma być: sporo paloności, amerykańskie chmiele są (mocna żywica, fajnie), umiarkowana goryczka oraz niesamowita pijalność. Proste piwo, do picia, klasyka i duże podsumowanie jak powinien smakować przykładny American Stout.



Co zrobiło furorę? Niewątpliwie piwo jopejskie, którego zawartość ekstraktu wynosiła 55°Blg! Z tym że takiego piwa nie można było się napić na żadnym stoisku, bo chyba żaden browar się na to póki co nie zdecyduje. Chyba że domowy browar Alechanted. Kamil we wrześniu zeszłego roku podjął rękawicę i uwarzył tego potwora. Piwo fermentowało spontanicznie, czyli drożdżami które brzeczka sama sobie wybrała i wyłowiła z powietrza. Efekt mnie zaskoczył totalnie. Piwo pachniało niesamowicie, można było tylko wąchać. Mnóstwo sosu sojowego, słodyczy, zapachu likieru, i gęstości: to przeciekawe że gęstość można określić już po zapachu. W smaku odpowiednio pojawia się to co w zapachu, czyli niezwykle wysoka słodycz, cała masa sosu sojowego, oraz naturalnie delikatny kwasek, który pojawił się oczywiście dzięki drożdżom pozyskanym z powietrza. Piwo ma świetnie ukryty alkohol, i czuć go dopiero jako rozgrzewanie w gardle. Ale nie takie piwne, a bardziej destylatowe. Jedno z ciekawszych piw jakie piłem, podejrzewam że większość osób które miała okazję je próbować, przeszukuje właśnie internet jak takie cudo uwarzyć ;)
(jak powstało możecie poczytać tutaj)



No i gdyby nie dopadł mnie Krystian ze Świata Piwa i nie wyskoczył z propozycją picia zagranicznych drogich i pysznych rzeczy z Partizana i Kernela to wypiłbym więcej i opisał więcej. A tak to spróbowałem 3 niesamowitych piw, w tym świetnego RISa na brettach. Chętnie bym je powtórzył na spokojnie.



Pierwszy raz okazało się także że nie zabrałem aparatu (zepsuł mi się obiektyw), ani moja luba też nie zabrała aparatu. Pozostał mi niestety tylko telefon, którym i tak nie zrobiłem dużej ilości zdjęć. Kolejny raz zatem więcej jest tekstu niż foteczek.

Z festiwalu jestem zadowolony. Frekwencja dopisała, ludzie nawet dosyć chętnie słuchali mojego wykładu, co niezwykle cieszyło. Powtarzałem temat z Warszawy czyli 'Piwne mity'. Nie dlatego że poszedłem na łatwiznę, i nie chciało mi się przygotowywać nowego. Jest to temat który trzeba powtarzać. Dalej kupa ludzi nie zdaje sobie sprawy że podpinając gaz do piwa nie powodujemy jego automatycznego nagazowania, lub że ciężko jest dolać wody do kega. Ludzie uważnie słuchali, za co jestem niezwykle wdzięczny. W takich momentach człowiek czuję się doceniony. Dziękuję organizatorom za możliwość poprowadzenia takiego panelu, i na kolejną edycję chętnie przyjadę bo festiwal dostał ode mnie duży kciuk jakości!


Takie tam jak mówię
Rzemieślniczy popcorn! Odjazd!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz