Jak jest na dworze ciepło, to dobrze się pije lekkie piwa. To znaczy mocne też można, nikt przecież nikomu nie zaszkodzi. Ale jak wiemy nic nie może się równać z zimną lemoniadą, wodą z cytryną, lub piwem. A najlepiej piwem kwaśnym i orzeźwiającym tak, że w 40 stopniowym upale chce się ubrać kożuch i włączyć kaloryfery bo jest się aż tak orzeźwionym. A te dwie propozycje aktualne lato po prostu wygrały, zamiatając konkurencję.
Bez zbędnego pisania, oba piwa mają po 10°Blg. Oba są kwaśne. Bezpośrednie porównanie okazało się zatem oczywiste.
Hapan warzony był dodatkowo z dodatkiem owoców: brzoskwiń i agrestu.
Pomarańczowe, z malutką, syczącą, i szybko opadającą pianą. Słabo nasycone.
Zaraz po przelaniu aromat jakoś szczególnie nie powala. Ot, czuć belgijskie drożdże, lekką fenolowość, czuć że mamy do czynienia z saisonem. Dopiero w miarę ogrzewania, wyłazić do przodu zaczynają owoce: mnie się osobiście kojarzy to bardziej z brzoskwiniami niż agrestem, pachnie jak świeżo obrane ze skórki owoce. Agrest niezwykle minimalnie. Poza tym charakterystyczny subtelny zapach że to będzie piwo kwaśne. Delikatnie i fajnie, no i nic nie zapowiada tego co stanie się w smaku.
Niesamowicie złożone i bogate piwo. Czuć tutaj wszystko, z czasem to piwo się otwiera dając nam z siebie coraz więcej. Z tym że człowiek zaczyna się zastanawiać dopiero po 4 łyku, bo szkoda sobie zawracać gitarę opisem jak to takie dobre jest. Począwszy od kwaśności: na poziomie średnim, jednak bardzo szlachetnej kwaśności, zupełnie nie kojarzącej się z bakteriami kwasu mlekowego, a kwaśnymi owocami. I tutaj pojawia się wcześniej nieco schowany agrest, pokazując nam wszystko co może dać, czyli właśnie kwaśność. Brzoskwinie ją uzupełniają, dając wrażenie soczku. Piwo jest dosyć słabo wysycone, co pobudza i tak wysoką już pijalność. Kurczę, lubię kiedy największą wadą piwa jest fakt że pije się je za szybko.
8.5/10
Barwa słomkowa, z niewielką bielutką pianą, lecz ze średnim nasyceniem.
Jakżeż pięknie to pachnie! To niesamowite jak tutaj jest owocowo. Nigdy nie czułem tak pięknego aromatu marakui. Lekko kwaskowo, słodko, tropikalnie, oraz minimalnie kwaskowo. Niektórym może przeszkadzać może minimalna sztuczność tego zapachu, bo owszem, można to w taki sposób odebrać. Miesza się to z aromatami mango i ananasa z puszki, a dopiero gdzieś w tle pojawiają się pszeniczne i owsiane motywy. Aromat jest cudowny, nie przesadzam!
Jeśli coś tak dobrze pachnie, to nie może gorzej smakować. Na pierwszy rzut oka zaskoczenie: po aromacie spodziewałem się dużo więcej kwaśności. To piwo nie wykręca mordy, kwaśność jest na dosyć niskim, aczkolwiek przyjemnym poziomie. Szczególnie kiedy miesza się z wspomnianymi wcześniej, a pojawiającymi się także w smaku owocowymi posmakami. Mocniej za to daje się we znaki owsiana nuta, dzięki której piwo ma odczuwalnie więcej ciała. A to tylko 3,7% alkoholu! Po wzięciu każdego łyka czuć wyraźny cierpki posmak, który łącząc się z minimalną chmielową goryczką zostawia świetny aftertaste. Zapytacie pewnie, czy pijalność jest wysoka. Odpowiem tak: nie pamiętam kiedy ostatni raz wypiłem pół litra piwa w 10 minut. A nie czekajcie, to był Hapan chwilę temu.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz