niedziela, 24 stycznia 2016

Browar Setka: Viking Pils & Apollo 19


Ostatnio jak grom z nieba uderzyła wiadomość, że jeden z najstarszych polskich multitapów przestanie istnieć. Zawsze słysząc słowo Poznań, na pierwszym miejscu w mojej głowie pojawiało się słowo Setka. Smutno, jednak taka jest kolej rzeczy. Coś się kończy, coś się zaczyna. Jednak Setka skończy działalność tylko jako pub, bo póki co jako całkiem niedawno ruszyli z browarem radzą sobie lepiej niż dobrze.



Browar Setka tworzą 4 osoby: Grzegorz Stachurski, Maciej Kaźmierczyk, Seweryn Hellak i... Wojtek Frączyk. Tak, to ten sam Wojtek Frączyk który jest właścicielem i piwowarem w podwrocławskim browarze Widawa. Wraz z Sewerynem zajmują się recepturami i technologią, czyli tym co znajduje się w butelce. Maciek bawi się w marketing i profile społecznościowe, a Grzegorz jest osobą dzięki której piwo dociera do sklepów. Do tej pory, jeśli umiem liczyć wypuścili na rynek 9 piw. Jak na browar debiutujący w październiku to tempo mają naprawdę imponujące, chyba żaden inny browar nie warzy w tak sprinterskim tempie. Dlaczego zatem ten wpis jest debiutem u mnie na blogu? Nie wiem. Jednak postaram się to nadrobić, pijąc dwie najnowsze propozycje. O ile wędzony porter jest stylem już obytym, tak pils na słodzie wędzonym torfem to absolutny hardkor i jazda bo bandzie. Ale jak wiadomo, takie inicjatywy sobie cenię


Bursztynowe w kolorze, z białą, średnio zbitą pianą. Powiem tak: klasycznie.

Szalony i pierwotnie wszechobecny aromat torfu wcale nie jest jedyną rzeczą pojawiającą się w aromacie. No owszem, może bandaże są tutaj na pierwszym planie, jednak bez problemu można wychwycić solidną słodową podbudowę, oraz lekko chmielowy, i delikatnie kwiatowy aromat towarzyszący słodowi pilzneńskiemu. Nie jest więc to monotonnie załadowane torfem, i za to duży plus.


Smak to już zaskoczenie. Bo po aromacie spodziewałem się naprawdę wykręcającego mordę torfu, a tutaj nie jest jednak aż tak hardkorowo. Najpierw wita nas znany z pilsnerów intensywny słodowo-zbożowy posmak. Po nim do głosu dochodzą chmiele, i subtelna chmielowa goryczka. Solidna i wytrawna aczkolwiek stonowana, łagodnie znikająca. I właśnie w momencie jej zanikania do głosu dochodzi torfowość. Jakbyście żuli bandaże. I o ile jest to najbardziej bandażowa i szpitalna odmiana torfu w piwie, to może to smakować. Piwo wydaje się okrutnie pijalne, i niezwykle sesyjne. Myślę że jest to jedno z tych trunków, które można by spokojnie pić przez cały wieczór. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że tak absurdalny pierwotnie pomysł może się tak dobrze udać. Aż żal że człowiek kupił tylko jedną butelkę...

8,5/10


Czarne jak diobeł, ale wygląda na dosyć wodniste, co charakterystyczne dla portera. Tworzy się skromna, aczkolwiek dobrze zbita piana, której ani się widzi znikać. Fakt, kurczy się ale nie opada do zera.
W miarę znikania ze szkła okazuje się że jednak nie jest tak czarne jak to pierwotnie mi się wydawało. Teraz to już zaczyna wpadać w rubinowość. Delikatną co prawda, ale jednak.


Aromat to już poezja. Cała masa deserowej czekolady, śliwek oblanych w czekoladzie, delikatnej paloności oraz kakao. Nuta wędzona też jest wyraźna, jednak bardzo stonowana i subtelna. Mam wrażenie że udaje mi się wyczuć także płatki owsiane, których jednak w składzie nie ma. Zapowiada się obiecująco.

Jejku, jeśli coś już pachnie dobrze, to smakować musi podobnie. A to smakuje nawet lepiej. Pierwszy łyk to słodziutka czekoladka, taka dosłownie wyciągnięta z bombonierki. Po czasie dopiero ciemne palone słody powodują, że ze słodkiej, przemienia się w gorzką. Cały czas obecne jest kakao, mocne, gorzkie i wytrawne. Tak też zmienia się to piwo wraz z ogrzaniem. Goryczka chmielowa praktycznie nieobecna, znika za mocną, aczkolwiek stonowaną dawką palonych słodów. Wysycenie już przy nalewaniu wydawało się być w punkt, smak zatem jest tylko potwierdzeniem. Pije się to naprawdę dobrze, i chce się brać kolejny łyk. A wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? To piwo ma prawie 8% alkoholu. A smakuje jakby miało maksymalnie z 6. Po tym idzie poznać dobrze uwarzony towar, moc daje o sobie znać dopiero w głowie, co w moim przypadku okazało się dosyć szybkie, bo piwo skończyłem w 20 minut. Zdecydowanie za szybko, jednak cóż poradzić jeśli takie to dobre?

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz