czwartek, 20 listopada 2014

Tsar


Są sytuacje, kiedy dobór piwa jest ważny. Szczególnie tyczy się to okazji. Obecnie pite piwo, będzie świętowaniem 500 fanów na facebooku (teraz jest już 503!). Cieszę się niezmiernie, bo każdy lajk, oraz każde odwiedzenie bloga daje mi wiarę w to co robię, i sprawia że to ma jakiś sens. Owszem miałem kiedyś pisać wyłącznie dla siebie, ale wszystko wskazuje na to, że nie to jest przeznaczeniem.


Na facebooku wybrałem dwa piwa, jedno z nich na tą okazję mieliście wybrać wy. Poszło wyśmienicie, nikt mi nie pomógł!

Reasumując, do wyboru były 2 imperial stouty. Oba z Buxton. Jedno, będące powrotem na rynek, a drugie to nowość. Obydwa cholernie dobre, obydwa cholernie mocne. Zrobiłem losowanie, a o wrażeniach będzie kilka linijek niżej.


Z Buxton piłem do tej pory jedynie Imperial black, czyli ciemne imperialne india pale ale. Wspominam go tak sobie, musiałem odpalić recenzję, żeby sobie przypomnieć.

Obecny RIS ma 9,5% alkoholu. I to by było w sumie na tyle informacji z etykiety. Podany skład woda, słody, chmiel, drożdże mnie nie satysfakcjonuje. Nawet na ich stronie nie uświadczyłem żadnych informacji. No cóż...

Podkreślenie drink fresh może sugerować spore nachmielenie. Jak wiadomo chmielowe aromaty z czasem zanikają, więc wypicie go świeżego w sumie ma sens.


Tsar
Russian Imperial Stout
alc. 9,5% obj.

Podczas nalewania zaobserwowałem wzmożoną aktywność piany, która zaczęła niesłychanie szybko rosnąć. Jak już na tym etapie widać, nie zapowiadała się na taką która ma zamiar szybko opaść. Przy tak mocarnym piwie można odnieść wrażenie że coś jest nie tak, bo zazwyczaj piana jest najsłabszym punktem. Sama ciecz niezwykle gęsta i nieprzejrzyście czarna, jak bez księżycowa, zimowa noc.


Pierwszy niuch to deserowa czekolada. Dużo deserowej czekolady. Zaraz za nią mocno palone słody oraz spora dawka cytrusów. Te cytrusy pasują szczerze mówiąc tak sobie, ale przypominają mi od razu drugą warkę imperatora, który będąc świeży, był piwem wybitnym. Trochę z tyłu ukrywa się kakao, ciasto czekoladowe typu murzynek, oraz nuty podobne do whisky lub koniaku. Już na tym etapie wiadomo, że mamy do czynienia z piwem potężnym, ale z perfekcyjnie zamaskowanym alkoholem. No, no, nie powiem, na obecny moment zapowiada się mega interesująco.


Pierwszy łyk jest zaskakujący, bo nie objawia się mocnym kopniakiem alkoholu, ani nie wgniata goryczką pochodzącą od paloności. Cholernie gęste, oleiste, gęste, a zarazem aksamitne i delikatne. Pierwsze skrzypce gra gorzka czekolada, ze śliwką i czekoladkami z nadzieniem alkoholowym w tle. Uzupełnieniem jest konkretna goryczka (notabene chmielowa), która lekko piecze w przełyk, ale jest łagodnie kontrowana słodowym posmakiem. Nie słodkim, tylko słodowym. Słodowym, bo piwo nie jest słodkie. Jest gorzkie jak cholera, ale słody sprawiają, że zarówno paloność od ciemnych słodów, jak i alkohol są perfekcyjnie zbalansowane. Niskie wysycenie i lekki kwaskowy, kawowy posmak świeżo parzonej espresso na końcu dopełniają dzieła. Przy ogrzaniu ujawniają się także waniliowe posmaki, oraz naturalnie alkohol.
Ojejku.
Jakie to jest niesłychanie gładkie.
Aksamitne.
I takie pyszne.


Nie ma bata, muszę dokupić kilka egzemplarzy na leżakowanie. Świeże jest niesamowite, ale jak cudowne może się stać po kilku latach spędzonych w piwnicy? Na pewno chmielowa gorycz lekko się ułoży, a paloność może wzrosnąć. Myślę jednak, że tylko na plus.

9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz