czwartek, 3 listopada 2016

Tempest Brewing: Red Eye Flight


Do piw z dodatkiem kawy już zawsze będę miał duży sentyment i wymagania. Bo od momentu jak uwarzyłem kawowego stouta (z którego jestem bardzo zadowolony), to każde komercyjne piwo będę porównywał do swojego. Nie mówię że było to dzieło sztuki, o nie, po prostu solidne piwo które jednak na pewno dałoby się zrobić jeszcze lepiej. Dziś na tapetę biorę zatem stouta. Coffee Stouta.


Tempest Brewing
Red Eye Flight
Porter (Mocha)
alk. 7.4% obj.

Już na tym etapie się nieco zaniepokoiłem. Bo jak patrzę jaka piana tworzy się przy nalewaniu to trochę się denerwuję że piwo jest przegazowane. To jest jedna z rzeczy jaka mnie denerwuje przy mocnych degustacyjnych piwach, że zbyt duże nasycenie przeszkadza w spokojnym sączeniu. No trudno, piana jest ładna, zbita, wolniutko opada, a samo piwo jest nieprzejrzyście czarne w kolorze.


Generalnie chyba też mam podejście do niektórych dodatków takie, że jak już coś dawać, to konkretnie. Tutaj nie ma kompromisów, od razu zapach kawy bije nas po nosie. Jest on bardzo ładny, piwo pachnie jak świeżo zmielona, i zaparzona kawa. Przebija się trochę nut ciemnych: gorzka czekolada, kakao. Ale kawa mimo wszystko dominuje. Trochę dalej w tle pojawia się subtelne muśnięcie kwasu izowalerianowego, który zazwyczaj kojarzy się z aromatem wymiocin.

Wydawałoby się po nalewaniu, że piwo będzie przegazowane. A tu zonk, piana pomimo że bujna i wysoka to piwo jest w jak najlepszym porządku. Treściwe, kremowe (aż dziwne że nie ma laktozy) ze słodkim, mlecznym finiszem. W smaku czuć więcej palonych słodów niż w aromacie, bo na pierwszy plan wychodzi nuta popiołowa, i goryczka typowa dla słodów barwiących. Kawa oczywiście dalej jest wyczuwalna, jednak na języku jest jej zdecydowanie mniej niż w nosie. Alkohol jest nieznacznie wyczuwalny, w końcu to prawie 7.5%. Ale nawet nie zaburza jakoś bardzo percepcji, bo piwo sączy się bardzo dobrze.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz