poniedziałek, 24 października 2016

Pracownia Piwa: Mr. Hard's Rocks American Man & Baran z Jajem


 Odkąd skończyłem pracę w Tap House czuję się wolny, że będę mógł głośno i otwarcie hejtować piwa Pracowni, i nie będę mógł mieć na sumieniu że szef będzie zły albo mnie wywali za przynoszenie wstydu. To znaczy taki był plan. Ale wyszło jak wyszło...

Baran z jajem. Nie, jajek nie ma w składzie. Jeśli jeszcze ktoś nie wie bo mieszkał pod kamieniem lub nie umie patrzeć na etykietę jest to nawiązanie do kooperacji z browarem Podgórz, w którym piwowarem jest Łukasz Jajecznica. JAJECZNICA! Czaicie? Taki śmieszny językowy żarcik!
Dobra, wystarczy tych bredni. Bądźmy poważnymi ludźmi i spróbujmy sobie grzecznie piwska.



Pojawiły się dwa piwa, dwa mocne piwa. Jedno to wzbogacony mocniejszym chmieleniem klasyg, czyli kamienie pana Twardowskiego, a drugi to kooperacja z polskim królem porterów bałtyckich czyli browarem Podgórz. Jak to zawsze wszyscy się napalają na "sztosy", tak też ja to poczyniłem. No to do dzieła.


Mr. Hard's Rocks American Man
American Imperial Stout
25°Blg, 10.5% vol.

Tak jak podstawa: czarne jak vantablack, gęste jak ropa naftowa. Skromna piana, bardzo łądnie budująca się i wolno opadająca. To lubię.

Jakby to powiedział pewien vloger który degustacji na youtube już nie zamieszcza: "no jebucko nachmielone". Niesamowite jak dużo chmielowych akcentów w tym aromacie się unosi. Nie będą to jednak takie stricte cytrusowe zapaszki, o nie. To jest RIS z dużej litery, a nie czarna ipa gdzie piwo ma smakować jakby było jasne. Zatem ta chmielowość doskonale komponuje się z bazą piwa, czyli ciemnymi i palonymi słodami. Efekt pralinki oczywiście jest zachowany, z tym że dołącza się do niego woń żywiczna i nieco trawiasta. Cała masa gorzkiej czekolady, mnóstwo akcentów ciasta czekoladowego i na koniec muśnięcie miodowych niuansów. Będzie konkret.

Hard's Rocksa znam doskonale, nie jestem w stanie powiedzieć ile razy w życiu piłem wersję podstawową, ale będę mógł bardzo pewnie porównać wersję zwykłą do tej mocno nachmielonej.
Ciałem nie różnie się kompletnie. To dalej jest niesamowicie pełne i oleiste piwo. Dalej atakuje kubki smakowe mocną wytrawnością i efektem prawie 100% gorzkiej czekolady, aby po chwili przejść w subtelną i wygładzającą się z każdą sekundą słodycz. Alkohol ukryty jest niemalże idealne. Nie jestem w stanie go wyczuć, jednak piwo daje samym sobą do zrozumienia że nie należy do wagi piórkowej. No i nie odkryję ameryki jeśli powiem że znaczącą różnicą będzie dużo agresywniejsza i konkretniejsza goryczka. Przez pierwsze 2,3 łyki pomyślałem że to piwo jest po prostu przechmielone, bo intensywnie ziołowa/żywiczna gorycz atakowała kubki smakowe i zostawiała długi, chmielowy finisz. Jednak później chyba się przyzwyczaiłem, bo piło się zdecydowanie lżej. Fakt, to nie jest piwo sesyjne. Taką buteleczkę sączę prawie przez godzinę, jednak nie można powiedzieć że nie jest pyszne. Jest, tylko do spokojnego sączenia i delektowania się nim. Ale gorycka w gardle i tak pozostaje. Mimo wszystko z czasem się ułoży, i mogę się założyć że będzie jeszcze większym kozakiem.

8.5/10


Pracownia Piwa & Browar Podgórz
Baran z jajem
Imperial Baltic Porter
24°Blg, 9.5% vol.

Piwo nalewa się podobnie co poprzednie. Gęste jak atmosfera w czasie szczytu NATO, i tworzy się piękna zbita piana, cudownie oblepiająca szkło.

Aromat jest (jak zwykle w przypadku browaru z Modlniczki) bardzo złożony, choć niezbyt lotny. Przewija się tutaj cała masa czarnych zapachów: dominuje wytrawne kakao, gorzka czekolada. W późniejszej fazie subtelny karmel, przypieczona kruszonka w cieście, pumpernikiel, i skórka od chleba. W połączeniu z minimalnym alkoholem gdzieniegdzie pałęta się także nuta sherry tudzież wiśniowych pralinek  z alkoholem. Nie idzie oczywiście pominąć chmielu, którego w tym wypadku także nie żałowano. Nie jest aż tak intensywnie wyczuwalny jak w poprzednim piwie, aczkolwiek żywiczne akcenty także się pojawiają.

Gęstość. Ciało. Faktura. Ile to ma w sobie to można tylko chwalić. Znowu się powtórzę (nuda, co nie?), ale ręce składają się do braw. Oleiste tak bardzo, jak chyba nigdy się nie spotkałem, bo w odróżnieniu od risów właśnie portery bałtyckie zawsze dla mnie były wodniste. Jednak z drugiej strony to jest imperialny porter, więc nieco inna kategoria. No ale wracając. Po wzięciu łyka na języku pojawia się szybki akcent biszkoptów tudzież herbatników, powoli przechodzący w karmelowość, i wytrawne kakao. Po tym pozostaje przyjemna słodycz, która po chwili diametralnie się odwraca, i atakuje nas chmielowa goryczka. Chyba nie przesadzam. Przynajmniej tak mi się wydaje. Po ogrzaniu wydaje mi się bardziej wytrawne niż jak było chłodne, co dziwne bo zazwyczaj jest na odwrót. Ale w sumie czy to ważne? Jest pyszne, po prostu.

8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz