niedziela, 10 lipca 2016

"Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem", czyli co piwnego słychać we Francji




Jak zapewne wiecie, nie podróżuję jakoś szczególnie dużo. Mam za to znajomych którzy podróżują więcej, i właśnie dlatego u mnie ponownie gościnnie wystąpi nie kto inny jak Piotr Pokora. Tym razem balował pracował we Francji, i sprawdził czy mają tam coś wartego uwagi.

Kolejne rzeki przepłynięte, jeziora pokonane, góry przeleciane. Lądujemy w dość egzotycznym kraju z perspektywy piwnej rewolucji, tj. Francji. Już miałem okazję odwiedzić jeden browar rzemieślniczy w Alzacji, tj. Sainte Cru w Colmar, a było to doświadczenie dość dobre. Tym razem los zaprowadził do Tuluzy, francuskiej części kraju basków. Tak, to nie jest żart, tym bardziej, że drugim językiem użytkowym w tej części Francji jest właśnie baskijski. Jeżeli komuś Tuluza z czymkolwiek się kojarzy, to na pewno nie z piwem, a z … Airbusem. Tuluza to królestwo Airbusa, praktycznie wszystko się kręci wokół fabryki, oblotów technicznych, biur konstrukcyjnych, czy też uniwersytetu, który dość mocno współpracuje z gigantem – jednak jest to stały dostęp do dość szerokiego strumienia pieniężnego ;). W tym miejscu polecam Muzeum Aeroscopia Airbus, nie samym piwem człowiek żyje, a to warto odwiedzić, nawet w celu zobaczenia Gustava, czyli Me 109 G.


 Jak można wyczytać na RB, Tuluza jest jednak jednym z ciekawszych miast piwnej rewolucji we Francji. Mamy dwa brewpuby, mamy browar rzemieślniczy (oraz kilka w okolicy) i oczywiście kilka sklepów. Zacznijmy może od cen, bo dobrze jest zacząć od mocnego strzału. Jest drogo, nawet lokalnie bardzo drogo. Angielska pinta w pubie kosztuje przeciętnie 6 euro, średnia cena piwa w sklepie specjalistycznym to 5.20 euro, bywa również drożej. To nie jest kraj dla taniego wypoczynku. Pierwszy strzał po przylocie i przyjeździe do hotelu o dość wątpliwej okolicy prowadził do supermarketu, zaczynamy od normalności dnia codziennego. Ceny od 2 euro, w zasadzie do 4.40 za butelkę 0,750l. Najbardziej mi nie odpowiada woltaż, tj. ponad 7%, przeciętnie jest to 8,9%, a zdarzają się piwa po 13.6%. Chłopaki wiedzą o co chodzi. Na pierwszy strzał poszedł Kronenburg 1664 –  sama woda, Castelain IPA w butelce 0,750l smakujący jak przeciętny dobrze nachmielony niemiecki pils, i do tego jakieś dwie pomniejsze amber tragedie. No nie jest dobrze, ale nikt nie powiedział, że ma być lekko. Nie było. Wracając jednak do piw lżejszych, Hoegaarden 0,5l puszka za 1,54 euro i Guinness Draught 0,5l puszka z widgetem za 1,89 euro. Kupiłem, spróbowałem, jestem zadowolony. Wspominając o Guinnessie, co należy czynić wielokrotnie mając na uwadze jak szybko ElDesmadre dorobił się na swojej współpracy z koncernem - w końcu wakacje w Malezji nie są najtańsze, pewnie część z osób wie o tym, że najzwyklejszy Guinness Original lubi być w UK wędzony, z Draughtem raczej się to nie zdarza. Tym razem się zdarzyło. Mocno wędzone nuty (ogniskowe) pozamiatały. Nie mogę wyjść z podziwu, jak to jest możliwe, że praktycznie w każdym kraju gdzie Guinness sprzedaje produkty dedykowane (tutaj podobno też tak jest) piwo smakuje zupełnie inaczej. Co więcej, szeroka paleta regionalna od zwykłego sikacza w postaci American Lagera, do fantastycznego FESa na rynek belgijski, FESa z lacto (tak, to nie żart) na rynek singapurski, aż po wędzonego dry stouta. Przedziwny jesteś koncernie, ale lubię Ciebie bardzo (mogę wysłać nr konta, preferuję w euro).  Wróćmy do piwnej rewolucji w ścisłym znaczeniu.


Dzień drugi misji w przedbramiu Pirenejów sprowadził się do wizyty we francuskim Bierhalle, tj. The Frog Beer o nazwie The Frog & Rosbif. Informacja o miejscu zaczerpnięta od Piwnego Informatora, który wykonuje kawał dobrej roboty, choć często niedocenianej, albo nawet później wykorzystywanej w sposób pejoratywny. Absolutnie tego nie rozumiem. Wróćmy do sedna, warzelnia wydaje się być użytkowana, podczas pobytu odpinali i zapinali jakieś węże, ale w ogólności warzelnia pełni funkcję atrakcji turystycznej. Słabe to. Średnie za to są piwa z tego browaru, Frog Beer Maison Blanche jest witbierem po prostu średnim z wysokim poziomem kolendry w odbiorze, Pearl Pale Ale jest estrowo-jabłkowym Pale Ale bez zbędnej goryczki, natomiast Bitter o nazwie Inseine był nieziemsko acetonowy z przebijającym się słodkimi jabłkami. Średnio bardzo, ale po chwili ukazał mi się Black IPA wyróżniony nagrodami, nawet World Beer Awards. Akurat do tej klasy nagród podchodzę raczej z dystansem, ale w tym przypadku Tha… Wack! okazało się być piwem bardzo dobrym. Sensowne chmielenie, żywiczna goryczka, żadnego słonecznika i tego typu nut nadużywanych, lekkie nuty ciemnych słodów, ale profil naprawdę czysty jak w przypadku zwykłej IPA, świetna pijalność. Niesamowite zaskoczenie, dla tego piwa warto było przyjść. Dla tego jednego. Dla zwrócenia uwagi chciałbym jeszcze wrzucić hasło przewodnie tego brewpubu – piwna rewolucja nie będzie pasteryzowana. Kasztelain Mode On. Oprócz tego jednego bardzo ciekawego przybytku w mieście znajduje się nowy brewpub o nazwie Bar L'Autruche - Brasserie du Bec, niestety nie miałem okazji odwiedzić, a podobno robią świetną robotę. Szkoda, czas nie z gumy. Przejdźmy zatem jeszcze do dwóch sklepów piwnych, o których naprawdę warto powiedzieć, a potem zabierzemy się za piwa świetne, bo takie we Francji istnieją, choć petardą okazało się piwo baskijskie z Hiszpanii.



La Houblonniere to sporej wielkości sklep wyposażony w właściciela o zielonym irokezie i masywnych glanach oraz wydającym się być w ciągłym stanie spożycia. Mimo tego jest to człowiek bardzo przyjazny, i co niespotykane, sensownie dukający po angielsku. Spotkać kogoś mówiącego sensownie po angielsku we Francji jest raczej wynikiem doskonałym nadającym się wręcz do księgi rekordów. Może trochę przesadzam, ale jednak nawet na lotnisku znajomość języka angielskiego opiera się na języku migowym. Wracając do miejsca, głównie holenderskie i belgijskie krafty, o które jak wiadomo nikt nie walczy, oraz sensowy przestrzał przez cały francuski kraft. Jest tego sporo, a nawet zaskakująco sporo. Moim celem było zrozumienie biere de garde, w zasadzie jako flagowego stylu z Francji. Dlatego kupiłem kilka biere de garde, i inne. Czym jest tak naprawdę biere de garde? W zależności, czy jest to południe Francji, czy też północ, piwo przybiera różne oblicza, dokładnie jak w przypadku angielskiego bittera, który w zależności od położenia przeobraża się z bardziej karmelowego w bardziej estrowego. Na północy jest widoczny ewidentny wpływ Belgii, piwa są podobne do tripla, jednak poziom fenolowości jest zdecydowanie stonowany, piwo jest bardziej płaskie i mało przyprawowe, taki ubogi brat. Jako wyznacznik tego trendu jest uznawany, znany w Polsce, Brasserie du Pays Flamand La Bracine Triple. To absolutnie nie jest tripel, tylko właśnie coś w rodzaju pochodnej tego stylu, dokładnie tak jak opowiadają lokalsi. Mocne wysycenie, alkohol i fenole, raczej nie pojawia się znana brzoskwinia. Nie jest to mistrzostwo świata, ale rozumiem o co chodzi. Jako przedstawiciela południa wybrałem Brasserie Du Quercorb Randoleta w cenie 6,5 euro za butelkę 0,5l. Oczywisty problem francuskich piw – wysokie temperatury, refermentacja, gushing. Akurat w tym przypadku dość umiarkowany. Od samego początku wiadomo, że dostaje się piwo genialne. W aromacie morele, cytrusy, fenole, brzoskwinia. W smaku dochodzi ziemistość, lekka cytrusowa goryczka i pozostałości z mączki kasztanowej, która jest podobno obecna w tym piwie, pijalność kosmiczna i tylko 5% alkoholu. Jednak można zrobić fantastycznego biere de garde, co powoduje mój, w sumie nie wiem jak to nazwać, ale pewien zawód nad tworami z Pinty, które są lokalnie potworami. Mając takich specjalistów w zanadrzu w postaci francuskich kooperantów piwa te powinny naprawdę wymiatać, a tak są tylko przeciętnym przedstawicielami na poziomie koncernów.

Wracając do przedstawiciela północy, St. Sylvestre 3 Monts. To przykład młodszego brata tripla w dużo lepszym wykonaniu niż Brasserie du Pays Flamand. Ułożony alkohol, fajne nuty fenolowe, wysoka pijalność. Naprawdę fajny biere de garde. Oprócz wspomnianych kupiłem francuskie przedstawiciele stylu D/IPA z podobno najlepszego browaru warzącego tego typu piwa, tj. Correzienne. Na pierwszy ogień poszedł Dordogne Valley Double IPA. Muszę powiedzieć, że super świeży aromat, fajna cytrusowa goryczka i sensowna baza słodowa. Bardzo dobre DIPA. Z drugiej strony zaciekawił mnie najnowszy wypust z tego browaru, tj. HopHopHop! Sorachi Ace. W aromacie kokos, nuty warzywne zbliżone do połącznie czosnku i ogórka zielonego, podobnie w smaku. Na szczęście stężenie warzywne bardzo niskie, więc biorąc pod uwagę profil chmielu – bardzo dobry Single Hop. Udało mi się również spróbować Summer of Hops. Niestety bardzo słabe piwo, pojawiają się nuty piwa bezalkoholowego, brzeczkowego, a przecież to piwo ma 3.8% alkoholu. Przedziwne to. Strzałem w dychę okazało się jednak piwo o nazwie Le Bieres de Julien Humulus Lupulus z Brasserie de la Cere. Butelka 0.25l, no po prostu tragedia… Świeża goryczka, cytrusowo z lekkimi nutami ziołowymi, bardzo świeży aromat, super. Da się, tylko za 0.25l należy zapłacić prawie 3 euro. Tego to niestety nie toleruję, ale z ideą „małe butelki, to trzeba więcej kupić” ciężko polemizować… Na sam koniec tego przeglądu chciałbym jeszcze poruszyć kwestię piw leżakowanych w beczkach – są. Udalo mi się kupić Garrigues Biere en Barrique Saison des Amours, czyli Amber Barley Wine BA Cognac. Dlaczego amber barley wine, nie wiem, ale rzeczywiście amber, do tego fajne nuty beczkowe po koniaku, rozgrzewający alkohol (13.2%), trochę wysokie wysycenie, ale jak pozwolimy się piwu odleżeć, to jest bardzo dobrze. Pozytywnie zaskoczenie i bardzo dobre piwo.  Pora przejść do ostatniego sklepu z bardzo dobrym międzynarodowym wyborem.

 

Cave a Bieres La Voie Maltee Toulouse. Tym razem mamy bardzo przyjaznego właściciela mającego pojęcie o czym mówi. Super wybór piw klasy światowej, Omnipollo, Ola Dubhy, Mikkellery, Brewdogi, Amagery i można tak dalej. Oczywiście szybka wymiana zdań, a jak okazało się, że z Polski, to niestety zawsze kończy się tą samą urągającą historią: „Byłem w Polsce, super, na weselu, tak się zaprałem, że nic nie pamiętam, macie super wódkę, tanią i w ogóle”. Nic mnie bardziej nie wkurza, niby dorośli ludzie, a jednak na słowo Polska słyszę tylko o tym jak bardzo zapranym ktoś był. Po pewnym czasie jest to żenujące. No nic, ale podobno spróbował też kilka piw z polskiego kraftu i mówił, że dobre. Ogólnie był zaskoczony, że kraft w Polsce w ogóle istnieje. Przechodzimy zatem do sedna sprawy. Ja rozumiem, że tendencją w Polsce jest zaklinanie rzeczywistości i mówienie o tym jak jesteśmy wspaniali, problem w tym wszystkim jest taki, że nikt o tym nie wie :P. Polski kraft poza Polską praktycznie nie istnieje i nie ma praktycznie żadnego szerszego uznania. To co zrobiła Pracownia w Danii, AleBrowar w Norwegii,  Pinta we Włoszech, czy ostatnio Kingpin w Berlinie, to ciągle bardzo mało. To nie jest tylko kwestia Francji, ale Niemiec, USA, i innych krajów. Oczywiście bardzo cenię wcześniej wspomniane browary za to, że im się chce reprezentować Polskę gdzieś poza granicami, i osiągają przy tym sukcesy, bo przy rozmowach z kolegami okazuje się, że chłopaki zaskoczyli czymś bardzo dobrym. I dużo bardziej cenię takie działanie, które bardzo dużo kosztuje niż, nie oszukujmy się, pieprzenie w bambus o tym jak wszyscy to są ciency i słaby, a my to w ogóle. Trochę kontaktu z ziemią jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jednak zdobywanie uznania za granicą odbywa się w trochę inny sposób. Wracając od dygresji do kolejnej dygresji. Do przeglądu piw francuskich dodam jeszcze dwa szczególne piwa, pierwsze to La Debauche Chapitre 13, czyli od browaru uznanego za najlepszy nowy browar we Francji w roku 2015 w Ratebeer Best. Jest to fajne wyróżnienie, więc warto je zweryfikować. Mamy Session Black IPA, 3% alkoholu. W aromacie pojawia się popiół, w smaku kwaśność od słodów palonych. Znaczy to dokładnie jedno, niestylowe, ale trzeba powiedzieć, że jest to bardzo dobre piwo, z fajną krótką cytrusowo-ziołową goryczką. Ostatnim piwem jest Garonnette Imperial Stout z lokalnego browaru Brasserie La Garonnette Toulouse. Mamy tutaj bardzo treściwego i złożonego RISa, sporo czekolady, palonych słodów, kawy, bardzo gładkie. Alkohol 10% nie istnieje, absurdalnie wysoka pijalność. Tak nie może być, że RISa pije się jak Dry Stouta. Nie zmienia to faktu, że jest to bardzo dobry klasyczny RIS, o które bardzo ciężko.

Przejdźmy do piwa wyjazdu. Drunken Bros. Brewery Black Maiden Mocca Coffee Cocoa RIS Mixed BA Oporto, Cognac, Bourbon and Lagavulin. Piwo z Getxo, hiszpańska część kraju basków. Oczywiście nazwa piwa dużo krótsza, ale już widać po nazwie, że albo będzie wspaniale, albo kijowo na maksa. Mamy tutaj piwo ocierające się o geniusz. Aromat świeżej kawy, czekolada, palone słody, kakao, wanilia, beczka. W smaku bardzo intensywne, gładkie, złożone, wszystko jak w aromacie. Niesamowite piwo, najlepsze piwo tego roku w moim zbiorze i najlepsze piwo hiszpańskiego kraftu jakie kiedykolwiek piłem. W zasadzie tylko ostatnie RISy z Pracowni zrobiły na mnie tak dobre wrażenie jak to piwo.

Krótko podsumowując, ciekawy wyjazd, poszerzający w pewien sposób horyzonty i obalający absurdalne mity o tym, że we Francji nie ma niczego. No jednak na 900 browarów można znaleźć kilka warzących bardzo solidne piwa, a ja znalazłem takie z bardzo wąskiego wycinka. Przy okazji należy spróbować piw z browary Corezienne, czy też Brasserie Du Quercorb. Oczywiście są to dość kosztowne ekscesy, ale warto. Francja. Naprawdę oferuję coś więcej niż Kronenburga 1664.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz