poniedziałek, 27 czerwca 2016

Piwowarstwo domowe: #13 "Szarlotkove", Graff/ Apple Pie Ale



Prezenty są fajne, a te wykonane własnoręcznie to już w ogóle są bardzo fajne. Dlatego stwierdziłem że nie będę mojej kochanej dziewczynie nic kupował na urodziny, a zrobię jej prezent wyjątkowy: uwarzę jej piwo takie, jakie będzie chciała. Nie chcąc robić nic w ciemno (a w sumie mogłem, niespodzianka byłaby fajniejsza) zapytałem jej prosto z mostu: jak chcesz żeby to smakowało? nie przejmuj się niczym, tylko powiedz jak chcesz żeby smakowało. Po kilku tygodniach namysłów (jest dosyć wybredna i pomysłów miała milion a musiała się zdecydować tylko na jeden ;) ) zapadłą decyzja: piwo ma smakować jak szarlotka. Ups. No cóż, nie ukrywam, że zadanie nie było łatwe.


W zasadzie to nie wiedziałem z której strony to ugryźć. Wstępnie pomyślałem że mogę zrobić słodkiego stouta, którego załaduję przyprawami do szarlotki, cynamonem i kardamonem. No ale to będzie stout a nie szarlotka. Doszedłem do wniosku że nie tędy droga, i trzeba wymyślić coś samemu.


Podjąłem decyzję że zrobię coś co nie będzie się mieściło w żadnym stylu. Uwarzę freestyle ale, do którego dam spora ilość słodów karmelowych, całość dzięki temu nie będzie zacierana na bardzo słodko żeby uniknąć efektu przesłodzenia. No okej, ale gdzie ciasto? Do tego musiałem wręcz dorzucić trochę słodu biscuit, z którego korzystałem już wcześniej i dzięki któremu uzyskałbym efekt ciasta/ciasteczek. Obowiązkiem okazał także się cynamon, który został dodany na końcówkę gotowania, i przelany z całością na fermentację burzliwą. Aby pojechać totalnie po bandzie do schłodzonej już brzeczki, nachmielonej dosyć neutralnie --- dolałem 3 litry tłoczonego soku z jabłek. Czytałem o tym trochę w internecie, czy to w ogóle jest bezpieczne i czy tak można robić, ale dosyć mało wyczytałem. Ponieważ piwowarstwo domowe jest jedną wielką zabawą i eksperymentem to tak właśnie zrobiłem. Dodatkowo wykorzystałem luźno lejący się sok jako natleniacza do brzeczki. Sok okazał się dosyć mętny, więc całość trzeba było jeszcze przed fermentacją porządnie wymieszać. Pozostało jeszcze zadać uwodnione wcześniej S-04 i wio. Fermentor do piwnicy żeby sobie drożdżaki w spokoju mogły zacząć ucztę.


Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, że jest coś takiego jak połączenie piwa i cydru, czyli graff. Okazało się także, że taki eksperyment uwarzył już browar Piwoteka, co totalnie mi umknęło i nie wiem dlaczego nigdy wcześniej o Łódzkim Graffiti nie słyszałem. Jednak no cóż, przy takim nawale premier i wysypu piw, nawet takiemu skromnemu blogerowi jak ja chyba może się to zdarzyć.


Po 2 tygodniach przyszedł czas aby piwo oddzielić od drożdży i przelać na cichą. Oczywiście z dodatkiem. Kilka dni wcześniej w suszarce do owoców/grzybów (wiecie, takiej spożywczej suszarce do wszystkiego) wysuszyłem sobie ładnie jedno jabłuszko pokrojone na cienkie plastry i obsypane cynamonem. Kiedy było wystarczająco wyschnięte, wrzuciłem do woreczka plastikowego i władowałem do zamrażarki aby je chłód zdezynfekował przed dodaniem do piwa. Finalnie jabłuszka leżały około tygodnia, co przy rozlewie było czuć.


Czuć także było dosyć wyraźny kwaskowy posmak. Kurde, nie spodziewałem się tego. Analizując możliwe przypadki dlaczego tak się stało (brałem zakażenie pod uwagę), doszedłem po czasie. Sam sok jabłkowy miał około 12-13°Blg, i jak wiadomo sok z jabłek ma odczyn kwaśny. Drożdżaki po prostu zeżarły cukry które w nim się znajdowały, i zostawiły kwaśny posmak. To taka rozkmina na chłopski rozum (jeśli w praktyce jest inaczej i ktoś o tym wie to byłbym wdzięczy za opisane procesu w komentarzu).


Wnioski:

- Czy jestem zadowolony z efektu? Następny raz na pewno dodałbym do piwa laktozy, aby jej słodycz skontrowała kwaskowy posmak od soku jabłkowego. Dałbym także mniej słodów karmelowych, a zatarł bardziej na słodko w wyższej temperaturze. Dorzuciłbym także imbiru, kardamonu, oraz przyprawy do szarlotki, której finalnie nie dodałem na gotowanie bo... zapomniałem kupić. Shit happens.

- Pierwsze testy butelki (jakies 3 tygodniowe piwo) i się załamałem. Piwo to doskonały przykład aldehydu octowego. Czyli aromatu zielonych jabłek. No właśnie, jabłek. W piwie jabłkowym. Nie do końca orientuję się czy to na pewno to, tym bardziej że aromat obecny był wyłącznie w piwie zimnym, jak się ogrzało to pachniało pięknie cynamonem i przypieczonym ciastem lub kruszonką.

- Zauważyłem także że piwo po czasie traci aromat cynamonu. Albo ta przyprawa z czasem wietrzeje, albo resztki opadały na dno.

Zresztą, to nie mi oceniać czy się udało. Niech poniższe zdjęcie powie samo za siebie ;)


Warto także nadmienić, iż Natalia jest także autorem receptury etykiety.

Tutaj zrzut receptury z brewersfrienda:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz