Na początek kilka słów o browarze. Het Uiltje mieści się w Holandii. Co ciekawe, wszystkie ich piwa, są na etykiecie zaznaczone charakterystyczną sową. Sama nazwa browaru, to po prostu "Sowa". Fajne jest to, iż piwa w zależności od rodzaju i hardkorowości piwa, są obarczane innymi sowami. Na przykład jakaś ipa ma sowę bardzo klasyczną i miłą, a te, na których przyjdzie mi dzisiaj spożywać obarczone są sową bardzo groźną, i budzącą respekt. Etykiety nie są jakimiś wielkimi dziełami sztuki, jednak przyjemnie wyglądają.
Zacznijmy od tego, czym są owe alkohole, w beczkach po których barley'e leżakowały.
Wersja niebieska, miała możliwość spoczywać w beczce po whisky Bunnahabhain. "Zakład ten (Bunnahabhain oznacza w języku gaelickim „ujście strumienia”) zbudowany został w latach 1881-1883 przez Islay Distillery Company, którą z kolei założyli lokalni farmerzy, bracia Greenlees. Uznali, że jęczmień który uprawiają przyniesie większe zyski sprzedany w formie płynnej, niż w postaci ziarna. Bunnahabhain jest najłagodniejszym z Islay malts m.in. dlatego, że ujęcie wody używanej do produkcji znajduje się na wzgórzu, czyli przed pokładami torfu przez które później przepływa strumień" (tekst ze strony sklep-domwhisky.pl)
Wersja czerwona dojrzewała sobie w beczce po Auchroisk. Destylarnia ta także mieści się w Szkocji, i poza faktem iż nie można jej zwiedzać, znana jest z dbania o środowisko pro-ekologiczne, i została wielokrotnie nagradzana m.in. o niezakłócanie wędrówki łososi w górę rzeki, przy której budynek jest usytuowany. Od 1986 whisky została wypuszczana szerzej w świat, i doceniania przez wielu koneserów. Wtedy też poszerzyli dystrybucję.
Obydwa piwa są takie same pod względem bazy Ewentualne różnice będą wynikały ze specyfiki beczki whisky po którym leżały. Szkoda że nie udało mi się kupić klasycznego Blablabla, bo wtedy test porównawczy okazałby się kompletny. Aczkolwiek nie będę narzekał, na takie rarytasy to aż nie wypada.
Oba piwa mają zawartość alkoholu rzędu 13,4%
Pierwsze co czuję po wzięciu łyka to słodycz. Ooooooj dobrze. Jak w BW nie ma słodyczy to to nie jest bw a jakiś podrabianiec. Owa słodycz jest konkretna, jednak nie zamulająca. Jak dla mnie idzie w stronę karmelu lub miodu. Ale chyba bardziej karmelu. Co ciekawe, na tym etapie beczka jest tylko delikatnie wyczuwalna. Pojawia się paloność, przewidywalnie po aromacie wiedziałem że musi się pojawić. Goryczka dosyć delikatna, powiedziałbym szczerze że bardziej czuć owy palony posmak.
Dobra, czas dac mu się ogrzać.
I nagle booom.
Wjeżdża whisky, podane na srebrnej tacy. W otoczeniu trufli. Z mega szlachetnym alkoholowym posmakiem. Wyraźnym, ale nie gryzącym, świetnie współgrywającym z całością. Ja to kupuję.
Z czasem, i ogrzaniem palone posmaki zaczynały schodzić z pierwszego planu. Bardzo możliwe także, że przełyk i kubki smakowe zaczęły się przyzwyczajać.
Poza tymi dwoma obserwacjami, nie wyczuwam znaczących różnic. Może problemem było próbowanie tych piw w dwa różne dni, zamiast bezpośredniej konfrontacji "szkło w szkło"? Bardzo możliwe, aczkolwiek trochę szkoda mi było, wypić dwa tak świetne piwa tego samego wieczoru.
Piwa zdały egzamin. Generalnie obawiałem się, że posmaki beczki mogą być przesadzone, jednak było świetnie. Intensywnie, i hardkorowo.
Anchoisk 9/10
Bunnahabhain 8/10