środa, 30 września 2015

II Beerweek Festiwal - recenzje piw


Postanowiłem podzielić wrażenia z festiwalu na dwa wpisy. Jeden na typowe przemyślenia względem organizacji, wystawców, a drugi na spróbowane piwa. Wydaje mi się to sensowne rozwiązanie. Tym bardziej, że ten Beerweek okazał się festiwalem świetnych piw. Voilla!


Piwem festiwalu został Blackcyl z Browaru Trzech Kumpli. Myślicie że zasłużenie?
Oczywiście że tak. Co mnie w tym piwie totalnie urzekło to aromat: czysty, chmielowy aromat, z obecnymi zapachami ciemnych owoców. Totalnie przypominało mi to aromat ciemnego frugo. Poezja!
W smaku podobnie było dobrze. Piwo było na granicy wytrawności, jednak niestety nie udało się uniknąć delikatnej paloności w posmaku. Jednak to taka bardzo delikatna paloność. Nie to co goryczka chmielowa: intensywna, mocna, ale szybko znikająca, pozostawiająca na końcu cytrusowe posmaki. Świetne piwo, gratuluję!

Najbardziej pogięty eksperyment o jakim w życiu słyszałem to zdecydowanie dzieło Piwoteki. Kto do jasnej cholery wpadł na pomysł dodania do piwa śledzi?!? Byłem totalnie sceptyczny do tego eksperymentu, jednak pomimo obaw że umrę, postanowiłem spróbować.
No i bez kitu, okazało się to bardzo dobre piwo.
W aromacie, póki zimne wszystko wydaje się standardowe. Taki ot, kolejny zwykły stout. Ale przy ogrzaniu wychodzą cuda.
Piwo to pachnie jak stout, z tym że lekko wędzony, i lekko... dziwny. Jakbym nie wiedział że w środku są śledzie, to dałbym sobie odciąć rękę że jest to stout z dodatkiem ostryg. Poza tym sporo słodkiej czekolady, trochę paloności i lekkie kakao.
Smak już nie pozostawia złudzeń. Jest to stout z dodatkiem śledzi. Ale kolejny raz przypomina mi to ostrygowego stouta. Jest dosyć gładki, czekoladowy, delikatnie palony i smaczny, ale dopiero na finiszu do głosu dochodzą lekko słono-wędzone posmaki.
Jeden z najbardziej pokręconych pomysłów się udał. Brawo za odwagę browar Piwoteka!

Browar Hopium.
Stoisko najlepszego sklepu z butelkami w Krakowie lało ich piwa.
Dostępne w sumie były 3 propozycje, miałem możliwość spróbowania każdej z nich.



Morelyn Monroe, to India Pale Ale z dodatkiem moreli.
Aromat przypominał mi trochę saison'a lub inne piwo pszeniczne z użyciem drożdży wyciągających intensywne, przyprawowe aromaty. Jednak pod spodem czaiła się spora dawka rzeczonej moreli, brzoskwini i generalnie cytrusów. Aromat nie był intensywny, jednak bardzo przyjemny.
Smakowało podobnie dobrze: na samym początku można było zauważyć iż to piwo jest bardzo treściwe i pełne. No, w końcu to 17 Blg. Owocowość dalej stała na wysokim poziomie, zdecydowanie dominowała, ale nie zamulała. Pojawiła się również kontra w postaci delikatnej goryczki, jak dla mnie zdecydowanie niższej niż zapowiadane 50 IBU. Bardzo dobre piwo.

Papryk Swazye.
Jedna z najlepszych nazw jakie słyszałem w życiu. Zaraz po Redenowskiej "Piana Szamana" wygrywa. Jednak co do samego piwa, to był to (chyba) pale ale z dodatkiem papryki.
Papryki, która w aromacie nie była zupełnie obecna, bo przykrywały ją chmielowe aromaty cytrusów, jednak z ogrzaniem delikatna nuta kapsaicyny zaczynała się pojawiać. Jednak jestem osobą wyczuloną na ostre jedzenie, i ten aromat potrafię wyczuć nawet w minimalnym stężeniu.
O ile niektórzy mogliby się domyślać, czy w aromacie czuć czy nie, to smak już nie pozostawiał złudzeń. Papryka była obecna, jednak w bardzo fajny i przystępny dla mnie sposób: po przełknięciu 

Werbenny Hill
Amerykańska pszenica z dodatkiem werbeny.
Co jest przedziwnego: to piwo nie miało aromatu. Autentycznie, nawet jak się ogrzało to ciężko było wyczuć cokolwiek poza delikatnym chmielowym cytrusem i pszeniczną nutką.
Co jeszcze dziwniejsze: jakie to jest dobre! Pszenica zdecydowanie jest wyraźna, a zaraz po nim przychodzi chmielowy, cytrusowy posmak, przypominający ciepłe letnie popołudnia. Po czasie dochodzi do głosu również werbena, dająca posmak jak dla mnie trawy cytrynowej. Bardzo rześkie piwo, i pomimo wtopy z aromatem, świetnie się je piło - wchłonąłem w 3 sekundy.



Udało mi się również spróbować Cyrulika z browaru Profesja, czyli wędzonego berlinera weisse. Piwo które wygrało konsumencki konkurs na tegorocznym Beer Geek Madness miałem okazję próbować pierwszy raz.
Okazało się bardziej wędzone niż kwaśne. W aromacie wędzonka zdecydowanie dominuje, obecne są również lekkie stajniowe aromaty, oraz minimalny pszeniczny posmak.
Kwaskowatość pojawia się dopiero w smaku, jednak przewidywalnie jest bardzo minimalna. Wędzonka dalej dominuje, jednak pszeniczna gładkość i brak goryczki sprawia że to piwo jest niezwykle pijalne.


Premierowo można było spróbować również kaffirAPAaaa z Redenu. Jaki to styl, i z jakim dodatkiem dobitnie mówi nam nazwa. Potwierdziło się to, iż nie jest to moja ulubiona przyprawa do piwa. W tym przypadku aromat jest na pogranicy ładnego aromatu, a smrodu. Czuć skórki limonek, czuć chmiele, czuć liście kaffiru, ale równocześnie podkłada się pod to lekko kanalizacyjny zapach.
Smakuje za to lepiej, bo jest naprawdę lekkie i orzeźwiające. Gdybym nie wąchał, byłoby fajnym piwem do gaszenia pragnienia.



F*ck the boundaries to propozycja od podkrakowskiej Brokreacji. Kolejne piwo zrobione docelowo na BGM. Imperialne i mocno nachmielone Gose? Brzmi smacznie.
Aromat to typowe gose: trochę mleczno- kefirowych zapaszków, trochę kolendry, oraz wyróżniający się lekko chmielowy zapach. W smaku chmielowość zdecydowanie jest wyraźniejsza, a w połączeniu z kolendrowością i lactobacillusami jest spoko. Niestety nie wyczuwam tej charakterystycznej słoności w aftertaste. Pije się je bardzo fajnie, pomimo że podane zostało w ultra niskiej temperaturze. Co by pasowało zmienić? Więcej kwaśności! Wtedy byłaby to prawdziwa orzeźwiająca (16 stopniowa) petarda.



A teraz na grubo. Ris leżakowany w beczce zawsze będzie wywoływał większe zainteresowanie. A kiedy jeszcze wypuści go jakiś polski browar to podwójnie. Birbant zdecydował się przysłać na imprezę 3 risy, każdy leżakowany w innej beczce: bourbon, rum i whisky. Pierwszego dnia dostępny był bourbon, oczywiście nie omieszkałem ominąć takiego rarytasu.
Pachnie przecudnie. Bourbon pełną gębą. Bardzo ładny, alkoholowy (ale szlachetny) aromat przełamany jest mokrą dębiną, wanilią, oraz lekką dawką ciemnej czekolady i paloności.
Jednak w smaku zaczynają się pewne problemy. O ile niewątpliwym plusem jest beczka, którą czuć wszędzie, to piwo niestety ma dosyć słabą bazę. Nie smakuje jak imperialny stout, rzekłbym bardziej że to mocno alkoholowy dry stout. Piwo ma ładnie zaznaczony akcent palony, ale czekolady czy pralinki niestety nie ma zbyt wiele. Powiem tak: póki było zimne, było fajne, jednak kiedy się ogrzało stało się fajniejsze. Zdecydowanie w temperaturze otoczenia pojawiło się więcej posmaków gorzkiej czekolady, i kakao, jednak wodnistość niestety cały czas była obecna. No i alkoholowość, do której się przyzwyczaiłem, już nie dawała tak popalić. Niemniej uważam je za jedno z fajniejszych piw festiwalu, które totalnie przesiąkło ową beczką.



Jak już jesteśmy przy imperialnych stoutach, nie mogłem obojętnie obok mocno torfowej propozycji od browaru Bazyliszek. Torf uwielbiam, i jak okazało się, nie byłem zawiedziony. Podkłady kolejowe zdecydowanie dominowały zarówno w aromacie jak i smaku. Opony, paloność, mnóstwo gorzkiej czekolady, kakao, wszystko było obecne. No i fajnie ukryty alkohol, sprawiał iż nieświadomie można się nim łatwo porobić. Zdecydowanie bardzo dobre, zdecydowanie nie wszystkim by posmakowało.


Natknąłem się również na Herr Axolotl, czyli wodnego potwora z kolaboracji AleBrowaru i BrauKunstKeller. Summer pale ale było uwarzone już jakiś czas, i jego upływ bardzo dał się we znaki. Bardzo mocno utlenione, sporo straciło ze swojej podejrzewam ze fajnej chmielowości. Nie będę go zatem oceniał, gdyż nie ma sensu. Spróbowałem wyłącznie dla faktu, iż wczesniej nie miałem okazji próbować.

I co, piliście któreś wyżej z wymienionych? A może mieliście inne wrażenia? Daj znać w komentarzu co Tobie najbardziej posmakowało!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz