sobota, 28 marca 2015

Pinta & To Øl, czyli warzymy Kwaśną Kulkę!

Ostatnimi czasy, rzutem na taśmę załapałem się na wyjazd do pierwszego rzemieślniczego browaru w Polsce, czyli do browaru Pinta. 'A na co to komu' zapytałaby cześć z was. Ano na warzenie piwa. Ale nie takie zwykłe. Rzeczą, która sprawiła że warzenie to urosło do rangi przełomu w polskim piwowarstwie był przyjazd gościa z zagranicy, oraz fakt, że do piwa dodano pewnego tajemniczego składnika. Kto to przyjechał to pewnie wiecie, a co dodano to ładnie opisałem w dalszej części.




Chłopaki z Pinty nawiązali współpracę z jednym z dwóch piwowarów duńskiego To Ol. Browaru, który podobno nie zwykł robić piw słabych, co najwyżej (najniżej?) dobre. Na zaproszenie odpowiedział Tobias Emil Jensen, człowiek odpowiedzialny za większość receptur. Okazał się mega sympatycznym gościem, z początku nikogo nie znał więc czuł się nieswojo, ale po czasie się otworzył. Co ciekawe, piwo jest tylko jedną z jego pasji, i nie jest jedynym alkoholem jaki lubi. Sporo mówił o winach i destylatach, więc widać że nie ogranicza się tylko do jednego z alkoholi. 


Na miejscu w sumie zebrała się spora ekipa. Czekał już skład z poznańskiej Setki, po czasie zjechały się blogiery: Jurek (jerrybrewery.wordpress.com), Kuba (thebeervault.blogspot.com), Bartek (malepiwko.pl), oraz wszechobecny Docent (polskieminibrowary.pl). Dotarli także Cedric i Roch ze smakpiwa.pl, Jarek z Omerty i Viva la Pinta, no i naturalnie cała ekipa Pinty.



Jedną z fajniejszych rzeczy było zwiedzanie browaru. Głupio to zabrzmi, ale to był mój pierwszy raz w dużym browarze, więc wszystkie tanki fermentacyjne, kadź zacierna i inne pierdoły robiły na mnie wrażenie.
Drugą fajną sprawą było próbowanie piwska z tanku. Próbowaliśmy Oto Mata IPA, Ataku Chmielu, Oki Doki, oraz Viva la Wita. No i co się okazało? Ano że Oto Mata urywała dupsko, a pozostałe były bardzo dobre (fakt, w każdym trochę zbyt duża goryczka, ale na tym etapie to normalne). Każde z nich miało kosmiczną pianę, ale piwo jeszcze musi jeszcze iść do filtracji która mimo wszystko ją wyreguluje na odpowiedni poziom.


Przejdźmy do sedna czyli piwa. Co to miało w ogóle powstać? Żytni kwas. Coś czuję, że może być to petarda. Jednak zrobienie tego okazało się trochę bardziej skomplikowanym procesem niż się może wydawać. Zadane bakterie kwasu mlekowego lactobacillus nie podziałają, jeśli piwo jest nachmielone powyżej 8 jednostek IBU. Więc dużo nie trzeba żeby cała operacja się nie udała. Zrobiono zatem kilka warek, a jedną z nich całkiem wyłączono z chmielenia, i doń zadano bakterie. Dopiero później nastąpi kupażowane, czyli mieszanie wszystkich warek. Że tak trochę niemiło powiem, właśnie do tego potrzebny był Tobias, gdyż dla niego to chleb powszedni, a w PL działo się to pierwszy raz. Jego wiedza poskutkuje, i wierzę że piwo wyjdzie rewelacyjne.

Po zadaniu bakterii, każdy z gości złożył swój podpis na duńskiej fladze, z czego Tobias był cholernie zadowolony. W taki sposób skończyła się przygoda w Zawierciu, i pozostało tylko przetransportować się do Krakowa, na wielkie afterparty, połączone z 4 urodzinami Pinty.

Fajnie jest być blogerem, a takie wyjazdy tylko mnie utwierdzają w tym że mimo wszystko robię coś pożytecznego (poza piciem piwska)

Jeszcze raz dzięki wszystkim obecnym za rozmowy, ideę warzenia, zaproszenie, i wszystkiego najlepszego Pinto!

(zdjęcia polecam oglądać w trybie pełnoekranowym)
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz