sobota, 14 marca 2015

California Common, Minister vs. Anchor Steam Beer


California Common nie jest u nas znany praktycznie wcale. Wiemy że to rdzenny styl z USA, gdzie się narodził. Historia jego powstawania jest ciekawa, ponieważ piwo to powstało tak naprawdę przez przypadek. Wykorzystując dwa egzemplarze, jeden polski, i jeden zagraniczny, przybliżę trochę historię tego gatunku piwa.


Druga połowa XIX wieku, kilku niemieckich piwowarów wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie postanawiają warzyć piwo. Zabierają ze sobą swoje własne drożdze, ponieważ obawiają się, iż w stanach odpowiednich nie zdobędą. Początkowo planują warzyć tak samo, jak to robili w swoim kraju, czyli produkować klasyczne lagery. Nie wzięli jednak pod uwagę jednej rzeczy: temperatury. Temperatury, która to jest niezwykle ważna przy powstawaniu piwa (konkretniej to przy fermentacji). Drożdże, które w kraju naszych zachodnich sąsiadów spokojnie działały, w Stanach już nie cykają tak dobrze. Wszystko za sprawą podłego klimatu, oraz dużej różnicy temperatur pomiędzy dniem a nocą.
Drożdże głupiały: dotychczas działały w niższych temperaturach, a tutaj musiały sobie dać radę w innych warunkach. Z czasem zaczęły mutować na sposób, w których próbowały przyzwyczaić się do panujących tam warunków. Dzięki temu uzyskane piwo było bardziej pełne w smaku niż klasyczne lagery, ale jednocześnie nie oddawało pełnego, owocowego smaku ejli (piw górnej fermentacji), pojawiały się za to estry owocowe oraz lekki maślany posmak. Zawartość alkoholu w gotowym produkcie wahała się od 4,5% do 5,5% alkoholu, czyli bardzo podobnie do klasycznych lagerów. Tak narodził się jeden z dwóch typowo amerykańskich stylów piwa (drugi to cream ale)


Styl california common znany jest także pod postacią steam beer. Skąd ta nazwa? Ano są dwie szkoły, oraz jedna miejska legenda.
Pierwsza mówi, iż piwo pierwotnie wylewano do ostudzenia na poddasza, z którego to parująca jeszcze brzeczka dawała wydostające się dwór kłęby 'dymu'. Zatem wizualnie piwo+para= piwo parowe czyli właśnie steam beer. 
Druga to zastosowanie maszyn parowych przy jego produkcji.
Trzecia to urban legend, która mówiła o tym, iż kiedy pierwsza beczka california common została odszpuntowana, ze środka unosiły się kłęby dymu.
Warto w tym momencie nadmienić, iż do nazwy Steam Beer prawa ma tylko jeden browar- Anchor. Tylko oni mogą używać tej nazwy, i tylko oni mają do niej licencję.

http://sfbrewersguild.org/

Wykorzystałem moment, że polski browar wypuścił właśnie Minister California Common, a w sklepie dorwałem klasykę, piwo od którego się zaczęło, jedynego przedstawiciela z nazwą steam beer, czyli california common z Anchor Brewing Company.
Warto zaznaczyć, iż porównanie jest trochę bez sensu. Minister nie łapie się w klasyfikację tegoż stylu, ponieważ ma za niski ekstrakt, oraz zostały w nim użyte nowofalowe chmiele (a klasyczny CC powinien być wykonany na najbardziej klasycznych i prostych chmielach). Jednak ciężko odpuścić taką okazję, i mimo wszystko przeprowadzę porównawcze testy organoleptyczne.



Spora piana, szybko opada, ładne zdobi szkło. Kolor to lekko zmętnione złoto.

Aromat to zdecydowana przewaga cytrusów wynikających z użycia amerykańskich chmieli, oraz klasycznego zasypu pilzneńskiego W tle majaczy delikatny diacetyl, co w tym stylu nie powinno przeszkadzać, oraz kwiatowość w małej ilości.


Pierwsze co zwraca uwagę, to goryczka, której najbliżej do tej znanej z klasycznych pilsów. Ziołowa, konkretna, ale niewysoka, absolutnie nie zalega. Piwo teoretycznie leciutkie, z niespełna 9° Plato, ale wbrew pozorom nie tak wodniste. Słodowość (podobnie jak w zapachu) charakterystyczna dla pilsa, nieco ciszej siedzą chmiele. Zbytnio to nie przeszkadza, bo piwo jest niesamowicie leciutkie i pijalne.

_____________________________________________________


Zbliżony do polskiego odpowiednika, z tym że piana jest zbita, całościowo opada, a mała jej ilość trzyma się do końca picia.

Steam Beer już zdecydowanie różni się w aromacie. Amerykańskich chmieli tutaj nie uświadczymy, czuć za to sporą kwiatowość, monachijskie słody, oraz (tak mi się wydaje) delikatne masełko. Generalnie zapach bardzo podobny do klasycznego pilsa.


Smak natomiast pokazuje jak bardzo nudne jest to piwo. Słodowość, lekka kwiatowość, oraz minimalna goryczka na poziomie standardowych lagerów. Jest także odczuwalna lekka śliskość na języku, jednak piwo nie jest jakieś specjalnie gęste ani treściwe. Wysycenie średnie, sprawia że da się je fajnie sączyć, jednak jakiejś szczególnej frajdy nie sprawia.

_____________________________________________________________

Tak jak można się było spodziewać, california common nie jest stylem który wywala z butów. Warto jednak poszerzać swoją wiedzę, i próbować nowych, nieznanych stylów. Mam nadzieję, że przybliżyłem Cię do jednego z nich, i spędzony czas nie okazał się stracony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz