Tempo warzenia nowych piw przez Wąsosza robi wrażenie. Ne tak dawno reaktywowany, a piw więcej niż niejeden kontraktowiec. Kolejnymi wypustami "piwa z wąsem" są Sean i Steve.
Tak jak i poprzednicy (Terrence i Sir Arthur), nazwy tych piw są odzwierciedleniem żyjących postaci, których zdjęcie pewnie już widziałeś na początku wpisu. Dla tych co nie znają (serio?) jednym z nich jest jeden z najlepszych aktorów wszech czasów, sir Thomas Sean Connery, a drugim jeden z najbardziej charakterystycznych aktorów, Steve Buscemi. Akurat jego zarost nawiązuje do granej przez Steva postaci w "Reservoir dogs" (ah te polskie tłumaczenia, "wściekłe psy), a konkretnie Mr. Pinka.
Sean jest dry stoutem, a Steve lagerem na amerykańskich chmielach.
Dwa piwa w dość standardowych stylach, teoretycznie nie powinny niczym zaskoczyć. Jednak czemu nie? Kto nie lubi być zaskakiwany?
Dobra, no to starsi przodem. Zapraszam panie Connery.
Sean
Dry stout
Dry stout
13°Blg, alc. 5% obj.
25 IBU
25 IBU
Szukałem przebłysków, ale nic z tego. Czarne jak bez księżycowa noc. Piana jednocześnie delikatna, i trwała. To co widać na zdjęciu wytrzymało do końca.
Przyznam, że dawno nie piłem null. Takiego z prawdziwego zdarzenia. Jednak po zapachu mogę już stwierdzić, że piwo jest konkret. Mocna uderzenie paloności, czekolady i przypalonych rzeczy. Jednak przypału tu na pewno nie będzie.
Szybki łyk i pojawił się uśmiech na mojej ubogo wyposażonej w zarost twarzy. Pisze na butelce dry stout? Pisze. Skoro pisze, to znaczy że jest sucho. I gładko. Piwo bardzo szybko przemyka wgłąb gardła, pozostawiając po sobie suchy, palony, kakaowy posmak. Goryczka przewidywalnie delikatna, lekko kawowa oraz (mam wrażenie że odrobinę laktozowa). Wysycenie bardzo delikatne, aż dziw bierze skąd tak wiele piany. Ogólnie? Zniknął w 10 minut.
Można powiedzieć, że dry stout jest stylem nudnym, płaskim, i każdy smakuje tak samo. Ale co z tego? Mnie to nie przeszkadza, bo styl ten ma być przede wszystkim sesyjny i pijalny. A ten odpowiednik wyjątkowo spełnia te oczekiwania . Spokojnie można by wychylić kilka pint. W sumie to chcę wychylić kilka pint. Ale już nie mam... Eh. Jakby to rzekły uczennice gimnazjum "najgoooorzeeej"
8/10
Steve
American lager
American lager
11°Blg, alk. 4,2% obj.
30 IBU
Czas na pana Buscemiego vel Mr. Pinka. Wygląda dość standardowo, ze sporą pianą, zadziwiająco wysoką i trwałą jak na lagera.
A pan Steve pachnie wbrew pozorom całkiem dobrze. Amerykańskie chmiele, w tym przypadku Zythos w wersji single hop ( z czego Zythos to nie jest notabene jeden chmiel, tylko mieszanka), uderzają już po odkapslowaniu, ale jednocześnie pojawia się charakterystyczna słodowa woń, uświadamiająca nas, że to jednak lager a nie american pale ale. Ogólnie to cytrusy, mango, mandarynki, marakuja, i szybka kontra lagerowej słodowości.
Smak jest potwierdzeniem zapachu. Lustrzane odbicie. Początkowo świeża, cytrusowa i lekko kwaskowa nuta, z czasem ustępuje miejsca słodowości i goryczce. Goryczce, która notabene nie jest tak słaba jak informuje nas etykieta. Mam wrażenie, że ma trochę więcej, i w moim odczuciu na lagera trochę za dużo. Jednak całościowo, jako na piwo nie ma na co narzekać.
Konkretne piwo, odpowiadające stylowi. Można by wypić dużo, tak jak i Seana. Spożyty w ostatni dzień lata, 'today was a good day'
7,5/10