Pierwsze na blogu piwo z duńskiego browaru Mikkeller, i od razu z bombą. Bombą w tym piwie jest dodatek kawy, ale nie takiej zwykłej z marketu, tylko najdroższej (i podobno najlepszej) kawy świata. Dlaczego ta kawa jest najlepsza? Na pewno jednym z głównych powodów jest proces jej powstawania, ponieważ pochodzi ona z łaskuniej... kupy.
"Gówno prawda", powiedzieliby niektórzy. Zaraz wyjaśnię o co chodzi.
Łaskun to jest takie zwierzak, podobny trochę do kota i łasicy. Bardzo smakują mu owoce kawowca, które chętnie zajada. Ma takie swoje fanaberie, że wybiera tylko najlepsze owoce. Po wtrążoleniu, w jego żołądku dzieją się standardowe procesy trawienne, ale nie trawi całych nasion, a jedynie ich miąsz. Dzięki temu, kawa po wydaleniu i dokładnym umyciu pozbywana jest gorzkiego smaku, i pozyskuje całkiem nowy smak i aromat.
Cena takiego rarytasu za kilogram oscyluje w okolicach tysiąca euro. Ciekawe ile jej przypadło na taką małą butelkę stoutu.
Beer Weak Brunch Weasel
Stout
alk. 4,8% obj.
Gęste jak olej, ciemne jak bezksiężycowa noc. Spora piana, pozostająca do końca.
W zapachu mega intensywna i przyjemna kawa z mlekiem. Może trochę działa placebo, ale odnoszę wrażenie, że kopi luwak naprawdę robi robotę, bo aromat jest przyjemniejszy niż w innych stoutach. Poza tym bita śmietana, skondensowane mleko, karmel i cukier waniliowy.
Pijemy.
Na pierwszy plan wychyla się spora paloność, w parze ze średnią goryczką. Aromat kawy - bajka. Smakuje dosłownie jak kawa na zimno, bo goryczka jest identyczna jak przy mocnym espresso. Oczekiwałem większej słodkości, albo raczej to zasugerowałem się zapachem. Całość bardzo intensywna, gęsta i oleista, szybko przemyka się przez przełyk.
Wnioski.
Konkret piwo. Oczekiwałem po nim sporo, i myślę że w jakimś tam stopniu ciekawość została zaspokojona. Jednak to nie było nic wybitnego, po prostu kawał dobrego stouta.
7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz