Nagłówek tak bardzo onetowy, przyciągający kliknięcia. Ale tak na serio, to powiem parę słów o uzależnieniu od alkoholu i od piwa. Uzależnieniu od naprawdę dobrego piwa.
dailyemerald.com |
Ja, od porządnego piwa z rzemieślniczych browarów tak naprawdę uzależniłem się w momencie spróbowania Ataku Chmielu. Był to swoisty szok i niedowierzanie, że piwo może smakować inaczej niż zwykły lager. W ogóle, że piwo może smakować. Mieć w smaku coś więcej, niż słodowość, wodnistość, 'volty' i nikłą goryczkę.
Kupując coś nowofalowego stanąłem przed wyborem. Mogłem wejść do pokoju, i tylko zobaczyć co w nim jest. Ja jednak kiedy zobaczyłem co w nim jest, momentalnie zatrzasnąłem za sobą drzwi, aby z niego już nigdy nie wyjść.
Czasami spotykam się z opiniami znajomych, że "pijesz tyle tego piwa, przecież się uzależnisz. Doceniam troski i starania, bo to miłe, ale od razu zaznaczam: nie, nie uzależnię się. Wypicie jednego (albo dwóch) piwa, raz na dzień, w mojej opinii jest normalne. Całkowicie. Niektórzy piją wino do obiadu. Tak samo można by zarzucić, że "codziennie pijesz wino, nie uzależnisz się?", jednak tego nikt nie robi. Dlaczego? Bo tak się przyjęło. Ludzie inaczej odbierają picie różnych rodzajów alkoholi.
Zatem dla przeciętnego pana Mietka, coś takiego jak degustowanie (wut?) piwa (wut?), jest rzeczą z kosmosu. Zazwyczaj traktuje on piwo, jako napój gaszący pragnienie, i nie szuka on w nim niczego innego. Niestety takie przekonanie się odgórnie przyjęło, i ludzie krzywym okiem na to patrzą, nie wdając się w szczegóły. Nie dopuszczają do siebie faktu, że ktoś pije to piwo dla czegoś więcej niż ugaszenia pragnienia.
Teraz trochę suchych liczb, i matematyczny przelicznik.
Dla porównania, załóżmy że piję codziennie po piwku, zaokrąglę też że zawiera ono zawartość alkoholu 5% (biorąc pod uwagę że raz wypiję wita 3%, a na drugi dzień koźlaka 7%).
Według Wikipedii, jednostka alkoholu wynosi 12,5 ml. czystego alkoholu etylowego.
W przeliczeniu, 5 procentowe piwo o pojemności 500 ml, będzie miało lekko ponad 30 ml etanolu.
Kieliszek wódki o pojemności 50 ml, będzie zawierał go 20 ml, tyle samo co 200 ml kieliszek wina 10%.
Okej, piję codziennie po piwie, zatem w ciągu całego tygodnia wchłonę około 210 ml etanolu. Sporo, prawda?
Jednak jestem w o wiele lepszej pozycji niż osoba, która postanowi co tydzień w sobotę schlać się na imprezie z kumplami, pijąc (mówię tutaj o konkretnym piciu) "połóweczkę". Osobnik taki wleje w siebie zatrważające 200 ml czystego alkoholu etylowego.
Zaraz ktoś powie "no przecież wyszło tyle samo, na jedno wychodzi". Nie, nie wychodzi na jedno. Ludzka wątroba, jest organem, który jak wiadomo trawienie alkoholu przejmuje na siebie, i jest jego swoistym filtratorem, przemieniając go w aldehyd octowy, który po późniejszych transformacjach może być wydalony. Nie będę się zagłębiał w dokładną fizjologię człowieka, nie o tym ten artykuł.
Można porównać trawienie alkoholu, do podnoszenia ciężarów. Wydaje mi się kolosalnie łatwiejsze, dźwigać codziennie po 30 kilogramów, niż załadować na sztangę raz w tygodniu 200 kg, od którego podnoszenia można dostać różnych dziwnych powikłań. Nie wspominając o zakwasach trwających tydzień, i ewentualnych naciągnięciach mięśni.
(oczywiście to są tylko liczby, i całkowicie pominąłem społeczny akcept jego spożywania)
Dodatkowo, jak będę czuł się na drugi dzień. Po piwie będę się czuł tak samo, ale po wódeczce już nie. Z teoretycznie taką samą tygodniową dawką etanolu, otrzymuję dwa zgoła inne efekty. Albo kac jak cholera, albo zadowolenie że spróbowałem czegoś nowego.
Zatem wnioski nasuwają się same. Codzienne picie, nie musi być zgubne.
Nie musi, ale może być.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy alkoholu nie jesteśmy w stanie z własnej woli odstawić. Kiedy nie wypicie go, wiąże się z napadami furii, rzucaniem przedmiotami, przeklinaniem, i co najgorsze przemocą psychiczną i fizyczną na przypadkowych osobach. Dobra, to już naprawdę level hard. Zawsze można spać na ulicy, pod mostem, bo nie było się w stanie dotrzeć do domu.
Ryzykowne i niezdrowe picie jest wtedy, kiedy spożywamy 6, i więcej jednostek alkoholu dziennie. Czyli 3 duże piwa 4,5%, literatkę wódki, lub dużą butelkę wina. Dziennie. Codziennie. Rozumiesz teraz powagę sytuacji, prawda?
Jeśli nie potrafisz sobie odmówić wieczoru bez kieliszka wódki, wina, piwa, whisky, ginu, czy czegokolwiek co ma procenty, możesz zacząć rozumieć, że coś się dzieje.
Ja sam (wbrew pozorom,) nie piję codziennie. Czasem robię sobie kilka dni przerwy od piwa, żeby wzmocnić doznania smakowe. Robię to niechętnie, ale świadomie, i przede wszystkim w pewnym celu.
I nie piję piwa po to, żeby się upić. W czasie degustacji piwa, alkohol i następujący po nim efekt fazy, jest tylko efektem ubocznym jego spożywania. Bycie na bombie upośledza zmysły i nie pozwala nam wyciągnąć z piwa tyle, ile by się chciało. Dlatego praktycznie nigdy nie robię więcej niż dwóch degustacji pod rząd.
Myślę, że warto inaczej spojrzeć na to wszystko. Nie bądźmy paranoikami w tej kwestii, popatrzmy (albo spróbujmy) trzeźwiej spojrzeć na tę sytuację.
Podobało się? Pacnij lajka. Nie podobało się? Napisz co uważasz za bezsens. Każdy feedback mile widziany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz