piątek, 4 kwietnia 2014

Początek

Naszło mnie na napisanie czegoś dłuższego, i pierwszy raz na blogu nie będzie to recenzja. Od piwolucji rewolucji piwnej w moim życiu troszkę czasu minęło, i co naturalne, rozmawiałem o tym i o tamtym z wieloma osobami. Kilka z takich rozmów nasunęło wiele pomysłów na napisanie różnych postów. Oto pierwszy z nich.
Rozpoczęcie przygody z piwem nie jest łatwe z wielu powodów. Kilka starałem się przybliżyć.





Powód pierwszy: własna wymyślona opinia.
Wielokrotnie zdarzało się że ktoś czegoś nie kupił, bo wydaje mu się że nie może być dobre. Ja np. często mam tak z oglądaniem filmów. Nastawiam się że będzie niesamowite, a okazuje się niewypałem, albo na odwrót. Z piwem jest taka sama sytuacja.

Powód drugi: Opinia innych.
Nie oszukujmy się, nie raz zdarzyło się nam nie kupić czegoś, bo usłyszeliśmy od kolegi, taty, szwagier przeczytał w menshelfie że gorzkie, czy stryj syna babci od strony siostry mówił że jest niedobre. Słowo 'niedobre' jest tu bardzo ważne, bo zależy jak je interpretujemy. Wyróżnię dwa przykłady:
a) Jeden pijąc pierwszy raz w życiu portera powie że jest niedobry, bo gorzki czy za mocny. Powie tak, bo myślał że będzie inny, a załóżmy o danym stylu nic nie wie. Puści w obieg, że to i to piwo jest niedobre bo to i tamto. Plotka idzie w świat, pomimo że piwo w swoim gatunku może być rewelacyjne.
b) Piwo jest po prostu niedobre, ale ze strony produkcji, czyli jest wadliwe. Wali na kilometr spirolem, aromat gotowanych warzyw nie pozwala go pić, a opis na etykiecie jakie dane piwo nie jest fantastyczne, znalazł się tam nie wiadomo z jakiej paki. Zazwyczaj osoby nie przywiązujące wagi do zwracania uwagi na aromaty i smak piwa, nie potrafią wiele o nim powiedzieć, co jest zrozumiałe, bo nie jest to łatwą sztuką, ale nie jest też niewyobrażalnie ciężką. Jednak niektóre niuanse jak metaliczność, dms (dimetylosiarczek) (czyli aromat gotowanych warzyw, wody z puszki po kukurydzy, czy brokułów na parze), albo diacetyl (zapach masełka, maślanki, szczególnie jeśli pojawia się w piwach, w których nie powinno być nic z nimi związanego)

Powód trzeci: dostępność
 W osiedlowych sklepikach ten problem się nie pojawia (albo pojawia się rzadko), ponieważ ogromnego wyboru w takich sklepach nie ma, i zazwyczaj nabywa się w nich to, co się lubi. Mieszkając w mniejszej miejscowości lub na wsi, to już w ogóle można temat zamknąć, bo wtedy po zakup czegoś nowego/innego trzeba się tachać do najbliższego miasta. Osoby te mają przerąbane, bo raz, że nie mają na co dzień dostępu do wielu gatunków piw, a dwa że dojazd też zabiera im cenne pieniądze, które to można przeznaczyć na piwo coś innego.
 Teraz z drugiej strony. Po wejściu do dużego marketu, człowieczek chętny poznania nowych, piwnych wrażeń wymięka. Supermarkety, i hipermarkety (np Carrefour) są coraz lepiej wyposażane w piwne smakołyki. Stoi taka bidula, przed 8 półkami długimi na 10 metrów i zastanawia się co wziąć, żeby było dobre. Kupowanie za każdym razem czegoś innego jest chyba najlepszym wyborem. Sam tak zaczynałem,  przez okres dwóch miesięcy nie wypiłem ani razu tego samego piwa dwa razy. Dobrze jest próbować wszystkiego co nieznane, poszerzać horyzonty
Czasem jednak ktoś zdesperowany dobrego piwa, w hardkorowy sposób pójdzie do sklepiku typowo piwnego, i wywali 30zł na jakiegoś Mikkellera albo Rogue, wmawiając sobie że takie drogie piwo musi być przezajebiste. W 90% przypadków tak właśnie będzie, że to piwo okaże się zbyt dobre, aby taki (przepraszam za określenie) amator docenił jego smak. Już na zawsze zrazi się do próbowania nowych gatunków, i ciężko mu będzie wydać więcej kasy na kolejne eksperymenty, bo i po co skoro Tyskie od biedy smaczne.

Czwarty: własne mniemanie.
"Po co kupować to piwo za 10 złotych, jak za to kupię sobie z 3 tyskacze, albo 4 argusy na promocji"- najgorsze podejście z możliwych. Dla kogoś takiego praktycznie nie ma już szansy, bo ma wbite w podświadomość, że piwo pije się żeby się upić, albo wypić go jak najwięcej. Nie powiem że nie potrafi docenić smaku, albo chociaż dać mu szansy na ocenę. Jak smakują leszki, to po co pić coś innego?
Sam doskonale rozumiem, że np. siedząc ze znajomymi  nie skupiamy się na smaku, piwo ma dać się po prostu wypić i ma być fajnie, ale to co innego, niż spokojne sączenie w domu. Wtedy można spokojnie poznawać nowe smaki- i wynieść z tego zdecydowanie więcej, niż z wlewania w siebie podobnych eurolagerów.

Myślę że spokojnie można było napisać kilka adnotacji więcej, nie chciałem jednak na pierwszy raz pisać nie wiem ile wersów tekstu. Tym bardziej, że mogłoby się to przerodzić w opisywanie innych tematów. Póki co wystarczy.
 Podobało się? Daj lajka. Słabe? Daj znać w komentarzu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz