wtorek, 15 kwietnia 2014

IPA is dead 2014



IPA is dead 2014, czyli w lekkim tłumaczeniu 'India Pale Ale nie żyje, edycja 2014'.
Nie mogłem powstrzymać się przed zakupieniem tych kilku cudeniek. Zarezerwowałem je sobie w sklepie, jeszcze zanim poznałem cenę, bo wypuszczane są tylko raz do roku. Jakbym nie spróbował to plułbym sobie w brodę że nie mogłem się napić.
 Wracając do tematu, jak co roku, ekipa szkockiego browaru Brewdog wypuszcza zgrabny czteropaczek butelczyn 0,3l. Co w tym takiego dziwnego? Otóż to, że te piwa mają taki sam ekstrakt, taką samą ilość alkoholu (7,2%), IBU wynosi tyle samo (75), takie same są wykorzystane słody, jednak każde z nich jest single hopem, czyli jest nachmielone tylko jednym rodzajem chmielu. W tegorocznej edycji udział wzięli: amerykański Amarillo, nowozelandzki Kohatu, niemiecki Comet, oraz tajemniczy pan chmiel nie posiadający jeszcze imienia, ukrywający się pod skrótem EXP 366. Sam pomysł z wypuszczeniem 4 różnie chmielonych piw w mojej opinii jest pomysłem zajebistym. Dla niewprawnego piwosza (czyli dla mnie) to genialne doświadczenie, gdzie można na przykładzie każdego piwa wyróżnić w smaku i zapachu inne odmiany chmieli, bazując na identycznych pozostałych parametrach, coś pięknego.
Żałuję teraz, że nie próbowałem wszystkich czterech na raz, podejrzewam że takie porównywanie wypadłoby trochę inaczej, jednak nie ma co płakać, dobrze jest. Wyczytałem też że można eksperymentować z wszystkimi piwkami, mieszając je ze sobą i tworzyć swoje wersje. Żałuję drugi raz. Gdyby ten czteropaczek kosztował trochę mniej, pomyślałbym o powtórnym zakupie, jednak w takim przypadku poczekam na przyszły rok i edycję 2015.
W związku z tym że piwa względem siebie są bardzo podobne, zbiłem wszystkie degustacje w jeden post, i nie rozpisywałem się zbytnio nad każdym, bo różnice były niewielkie. Ocena także będzie ogólna, zatem zapraszam.


AMARILLO



Wygląd
Bardzo lagerowo. I z kolorem, i z pianą, która znika w bardzo szybkim tempie. Doszczętnie, bo nawet obrączka przy szkle nie zostaje do końca degustacji.

Zapach
Z butelki typowa IPA. Z pokala na początku też: kwiatki, wyraźny chmiel Amarillo, jakiś grejfrut, i trochę z tyłu baaardzo delikatne cytrusy. Za to po chwili pojawia się w zapachu coś ostrego, bardzo intensywnego, co ja zinterpretowałem jako musztardę... Ciekawe, pierwszy raz w piwie wyczułem musztardę. W miarę czasu na szczęście powoli znika, uff...

Smak
Kopie po przełyku goryczką z siłą Roberto Carlosa strzelającego rzuty wolne. Przykrywa ona praktycznie wszelkie inne smaki, czego w zasadzie można było się spodziewać, gdyż Amarillo jest używany głównie na aromat i goryczkę. Średnionasycone, w miarę dobrze pijalne, jednak nie prosi się o kolejny łyk. Dosyć cierpki finisz, w mojej ocenie trochę za cierpki. Przynajmniej alkohol dosyć dobrze zamaskowany, jest wyczuwalny, ale nie przeszkadza, tak jak (niestety) gorycz.

KOHATU




Wygląd
To samo co Amarillo.

Zapach
Pachnie bardzo podobnie do Amarillo. Jest też ten sama, ostra woń którą utożsamiłem z musztardą, ale jest też troszeczkę inne, jest więcej owoców tropikalnych, co nie znaczy że jest ich na tyle dużo, że czuć od strzała.

Smak
W smaku także bardzo podobne do poprzednika, jednak różni się przede wszystkim goryczką, która a tym przypadku nie zapycha, nie jest przesadzona. Owszem, jest spora i wychodzi na pierwszy plan, jednak nie jest przeszkadzająca, i co najważniejsze, finisz jest spokojny i gładki. Jest też troszeczkę ananasa, ale podobnie jak w zapachu, bardzo mało. W moim odczuciu to piwo jest też bardziej pilsopodobne niż poprzednik.

COMET



Wygląd
Kolor jak poprzednicy, jednak przy Comecie, widać trochę inną pianę: w tym przypadku imponująco rośnie, i nie spada tak szybko. Mogę powiedzieć że trzyma się długo, i to nie delikatny kożuszek, ale kilkumilimetrowa warstwa.

Zapach
To już jest inne piwo, całkiem inny zapach niż poprzednicy. Nie ma tej ostrej woni, zamiast tego jest egzotyka: ananas, mango, trochę cytrusów, całość przykryta przyjemną słodowością.

Smak
Wyraźna goryczka, nie zalega, chmiel (dużo chmielu), w tle egzotyczne owoce, które najwyraźniej czuć na finiszu. Dobrze zbilansowane, wszystko jest na swoim miejscu. Chce się sięgać po kolejny łyk, bo pomimo sporej goryczki, szybko przechodzi w zachęcające owocowe posmaki. Wszystko dobrze się zgrywa i do siebie pasuje


EXP 366




Wygląd
To samo co Amarillo i Kohatu.

Zapach
Zdecydowanie najbardziej owocowe z całej czwórcy. Dominują tropiki i cytrusy. Można wyróżnić ananasa, mango, marakuje, także pomarańczę i skórkę pomarańczową. Pojawia się także to musztardowe coś, niestety...

Smak
Słodowość skontrowana bardzo mocną goryczką, bardziej wyczuleni na nią mocno by się skrzywili po spróbowaniu. Szkoda że jest taka tępa, potwornie zalega i trochę przeszkadza. W późniejszej fazie picia, trochę odważniej do przodu wychodzą owoce, co cieszy, i pobije ocenę EXP 366.

................................................................................

Ogólna ocena całej czwórki.

Porównując wszystkie razem, miejsca prezentowałyby się następująco:
Comet zdecydowanie wygrywa z pozostałymi martwy i ipami świeżością, rześkością, i pijalnością. EXP 366 na drugim miejscu też zasłużenie, jedynym mankamentem była potężna goryczka, która jednak trochę przeszkadzała, jednak nie ma co porównywać jej do Amarillo i Kohatu, które oceniłem tak samo, bo w mojej opinii smakowały prawie tak samo. Różniły się delikatnymi niuansami, których trzeba było dość dobrze poszukać.
Cała seria to przyjemne doświadczenie, warte spróbowania. W przyszłym roku bardziej pobawię się z czteropakiem, porobię eksperymenty i przede wszystkim spróbuje wszystkich czterech jednocześnie. Już nie mogę się doczekać!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz