sobota, 15 marca 2014

Premiera Lublin to Dublin

Byłem, wypiłem więc wypadałoby kilka słów o tym evencie naskrobać.


Jakiś czas temu pojawiła się informacja o uwarzeniu piwa przez Pintę, wraz w współpracy z irlandzkim browarem O'Hara's. Piwo to pojawić się miało na obchody dnia Św. Patryka, czyli 17 marca, wypadający w tym roku w poniedziałek, jednak postanowiono wpuścić je na rynek
już na początek tego wekeendu. Miał być to robust oatmeal stout, czyli klasyczny, irlandzki stout. Takie irlandzkie piwo, jakie powinno się pić w to święto, a nie jakieś farbowane na zielono wymysły.
W Krakowie premiera miała się odbyć w pubie Omerta Pub & more, już od wcześniej godziny 16. O 20 natomiast mieli pojawić się tacy dwaj panowie, którzy mieli opowiedzieć co nieco o tejże kolaboracji. Mieli być to Grzegorz Zwierzyna i Marek Semla, czyli dwie trzecie browaru. Czy faktycznie byli- nie wiem, bo zebrałem się dość szybko. Dość szybko też się pojawiłem bo było kilka minut po 16. Wybrałem się z kolegą, specjalnie tak wcześnie chcąc uniknąć tłumów, i móc wypić debiut w spokoju.

Ulica Kupa. W końcu to Kazimierz.
Trochę się zgubiliśmy, Omerta nie wyróżnia się z zewnątrz tak, że widać od razu. Trochę połaziliśmy ale trafiliśmy. "Nie no spoko" pomyślałem sobie. Był to mój pierwszy raz w multitapie, zawsze spożywałem piwa w domu albo w zwykłych barach. Pierwszy ale na pewno nie ostatni.


 Dużo kranów, dużo butelek naustawianych na półeczce pod sufitem, miła pani w obsłudze, granulaty chmielu w słoiczkach, które można sobie powąchać (super opcja, tak się zaciągnąłem simcoe, że cały wieczór miałem ten zapach w nosie), ogólnie bardzo przyjemne. Jak to w pubie, było dosyć ciemno, a ja jako fotograł-dałn, zrobiłem kilka zdjęć, z czego wrzucę tu z 4, bo więcej nie ma sensu.

Crack Off kusił, ale nie po to tam przyszedłem.
Bez zbędnego czekania zamówiliśmy bohatera wieczoru. Warto dodać, że w momencie przyjścia byliśmy praktycznie pierwszymi klientami, poza nami nie było oprócz obsługi nikogo. Dobrze.
Pół litra za 13 zł, tragedii nie ma. 

Piana była wisienką na torcie.
Otrzymalismy je dość zimne, od czego się odzwyczaiłem, więc musiałem ogrzewać dość długo rękami. Utworzyła się ładna, duża, kremowa piana, nie chciała opadać. Samo piwo było czarne, nieprzejrzyste, typowo stoutowe. Pierwszy łyk decydujący. "Jest dobrze", pomyślałem. Bardzo mocno kawowe, z wyraźną goryczką, absolutnie nie zalegającą. Po połknięciu zostawiała przyjemny posmak ciemnej czekolady i cappuccino, który szybko znikał. 6,5% można było wyczuć, nie tylko w smaku (nie narzekam), ale i w głowie. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że piwo było mocno wysycone, było smaczne, ale nie piło się go dobrze. Może dlatego, że byliśmy jednymi z pierwszych klientów, może nie, nie wiem.
Wypilismy po jednym, poszliśmy później do Strefy Piwa na jakieś amerykańce, obejrzeliśmy skoki, i zawinęliśmy się do domu.

Debiut udany, ale po lanym, butelki koniecznie trzeba spróbować i porównać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz