sobota, 15 kwietnia 2017

Panel degutacyjny PL + bonus


Jakoś z masowymi degustacjami zawsze u mnie na bakier. Rzadko w takowych uczestniczę, bo w sumie jakoś mało która mnie pociąga. Ale że miałem okazję spróbować kilku świetnych piw, to odmówić nie mogłem. Klasycznie jednak jak to bywa przed degustacją, mój organizm podjął decyzję ze jest to doskonały moment aby złapać katar. No bo czemu nie. Zatem mój zmysł węchu i smaku był otępiony bardziej niż niejeden gimnazjalista po pierwszym w życiu wypalonym papierosie. No ale nie można się poddawać, trzeba walczyć!



BROWAR PODGÓRZ: 652 M.N.P.M.




Średnio pamiętałem 1 warkę tego piwa, więc cieszyłem się że będę mógł ją powtórzyć. Ale nie spodziewałem się, że postarzeje się aż tak dobrze!
Kto mówił, że czas już wiele tutaj nie zmieni, niech się kopnie w głowę. To piwo pachnie tak świetnie, że dosłownie ze świecą szukać drugiego tak dobrego portera. Jest śliweczka (od utlenienia), jest czekoladka deserowa, coś jakby ptasie mleczko, kakao, karmelki i minimalna paloność. Alkohol oczywiście kompletnie niewyczuwalny. Piwo jest słodkie, z łagodnie wchodzącym słodkim finiszem, może nieco zbyt palonym jak na portera bałtyckiego. Niemniej - klasa.

ARTEZAN: PREPARAT



Z tym piwem mam bardzo dobre wspomnienia. Pierwsze wędzone piwo które mnie oczarowało, pite 3 lata temu pachniało bekonem i prażynkami peppies. Jak to wygląda w zeszłorocznym egzemplarzu który postał sobie rok?
Aromat jest zdecydowanie mniej intensywny niż go zapamiętałem. Czuć wędzonkę, taką wpadającą w nieco dębowe klimaty, kojarzącą się z wędzonką w piwie grodziskim. Pod tym ukrywa się solidna baza słodowa, jednak nie objawia się niestety nic z barley wine. Pachnie jak solidnie wędzony red ale, bo aromaty karmelu są wyraźnie obecne.
W smaku dziwi nieco brak ciała i dalej nie idzie to w stronę BW. Piwo jest w miarę bogate, nieprzesadnie słodkie, pojawiają się akcenty czerwonych owoców takich jak żurawina lub czerwona porzeczka, ale także subtelnego utlenienia i na finiszu wędzonki. Co jest niesamowite? Alkohol jest tak doskonale ukryty, że można by grubo przesadzić z piciem tego piwa w większych ilościach. Pod tym względem mnie niezwykle zaskoczyło. Niestety patrząc pod kątem stylu - umiarkowanie.

BROWAR GOLEM: LILITH BOURBON BA


Aromat zwiastował coś niepokojącego, tak jakby sam wpływ beczki nie był zupełnie czysty. Dominowały ciemne, palone słody, wytrawne kakao, a dopiero na samym finiszu przy mocnym zaciągnięciu pojawiała się w tle subtelna wanilia.
Smak to już inna bajka. Piwo okazało się być totalnie nieułożone. Wytrawne, zbyt mocno palone, co sprawiało domysły czy to jest kwaskowatość pochodząca od ciemnych słodów, czy może od jakiegoś wstępnego zakażenia od beczki. A sam jej wpływ był minimalny, dopiero na finiszu dało się wyczuć subtelne skrobanie. Poza tym wyłaził mocno alkohol, pozostawiając niezbyt przyjemny finisz. Może za rok byłoby lepiej ułożone, na ten moment dla mnie niestety zbyt agresywne.

KORMORAN: IMPERIUM PRUNUM 2016 & 2017



Ponieważ zeszłoroczne piwo swoje miejsce na blogu już ma, to tutaj będzie można to sobie porównać jak się zestarzało. No i na pewno będzie skromniej opisane ;)
Powiem tak, stara wersja zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Samo piwo wcale nie utleniło się aż tak bardzo w sposób sugerujący słony sos sojowy. To znaczy można było wyczuć coś w tym stylu, jednak jak dla mnie to normalna oznaka a nie jakaś wada. Poza tym ukrył się nieco aromat wędzonej śliwki, jednak nie na tyle żeby nie dało się go nie wyczuć. Poza tym w ustach jest gładkie, mocno czekoladowe, z nieco wytrawnym posmakiem kakao, i na samym końcu wchodzi śliweczka. Dla mnie mega.
W wersji tegorocznej jest nieco mniej aromatu. Miałem wrażenie że sama śliwka jest uboższa, natomiast piwo bardziej agresywne i wytrawne. Alkohol w smaku był wyczuwalny, aczkolwiek nie tak że krzywił gębę. Po prostu mając Prunum już wyleżakowane obok świeżego, to to pierwsze musiało sprawić większe wrażenie. Niemniej oba można było wypić z przyjemnością.

ARTEZAN: SAMIEC ALFA 2016 & 2017


Oba piwa piłem wcześniej, jednak nie miałem okazji porównywać obu wersji ze sobą w tym samym momencie.
Nowy samiec jest co najwyżej samcem beta. Stara wersja przydusza go kolanem do ziemi już na etapie aromatu. Intensywna gorzka czekolada, cała masa odbeczkowej wanilii, kakao, kawy, utlenienia uciekającego w subtelną miodowość. Ten aromat jest po prostu dostojny i fajnie zbudowany.
W nowym więcej jest bałaganu. Czekoladowość jest dużo uboższa, w sumie to cały aromat jest ubogi wąchając obie naraz. Tutaj nieco więcej przejawia się gorzkiej czekolady, bardzo gorzkiego kakao od świetnego pisarza DecoMoreno, oraz niezwykle subtelna beczkowość. Podobno pojawiło się zielone jabłuszko, jednak przez mój katar na granicy autosugestii.
W smaku jest podobnie, nowa wersja jest dużo bardziej nieułożona. Niestety występuje nieprzyjemna dla gardła taniniczność, pochodząca ewidentnie z dębowej beczki. Mało jest wanilii, oraz co dziwne - ciała. To nie wiem z czego wynika, niemniej może takie wrażenie sprawiać picie wersji ubiegłorocznej (co po chwilowym zastanowieniu jeszcze bardziej dziwi bo tegoroczne ma więcej plato). Może jednak czas poprawi to piwo, kto już kupił - niech trzyma i spróbuje za pół roku.

BUBA EXTREME: COGNAC, WHISKY, CALVADOS



No i to, na co osobiście ostrzyłem sobie zęby najbardziej czyli zestaw Bub Extreme leżakowanych w beczkach po calvadosie, koniaku i whisky. Na samym początku skupię się na rzeczach podobnych, w późniejszej fazie na różnicach.

Każda z nich, oferowała niesamowitą gęstość i ciało. Żadne z nich nie smakowało jak quadrupel, co teoretycznie nie dziwi ale to nie przeszkadzało. Każde z nich było nieprawdopodobnie bogate w posmaki kandyzowanych daktyli oraz niezwykle przyjemnego karmelu. I w sumie alkohol rzędu 16% okazał się być świetnie ukryty.


Koniak: mocno słodowe i słodkie, wyraźny daktyl, w posmaku spoko mokrego drewna ewidentnie w stylu koniaku, co mi osobiście średnio pasowało bo jakoś nie przepadam za samym koniakiem. Jednak niezwykle dobrze podziałała tutaj beczka, która zostawiła niezwykle dużo siebie.


Whisky: najbardziej przewidywalne. Cała masa dębiny oraz pochodzących z niej posmaków wanilii. Mega dużo karmelizowanego cukru, i co ważne - najbardziej z wszystkich 3 przypomina klasyczną, niewymrażaną Bubę Fest.


Calvados: przefajne piwo. Ja osobiście ewidentnie czułem antonówki, poza tym aromat suszonych jabłek posypanych cukrem kandyzowanym. Najsłodsze z wszystkich 3, ze świetnym finiszem, gdzie dębina łączy się z nieco cierpkim akcentem kojarzącym się minimalnie z cydrem oraz świetnym akcentem przypiekanej kruszonki na cieście.


Mnie osobiście najbardziej zapadła w pamięci wersja Calvados. Za co? Za swoją różnorodność. Nie chcę powiedzieć że koniak i whisky były nudne, o nie. Każde z tych piw okazał się być genialne i niesamowicie złożone, ale jednak calvados sprawił mi najwięcej frajdy, bo tak naprawdę można się było trochę spodziewać co wniesie whisky i koniak. A tutaj paleta smaków i aromatów wręcz zapraszała do odnajdowania nowych rzeczy. Kapitalne piwa, nie dziwi mnie cały hype na nie bo to jedne z najlepszych piw jakie ludzka ręka stworzyła.

Do całości dosyć spontanicznie dorzucone zostały jeszcze 2 piwa.

Hoppin Frog B.O.R.I.S. leżakowany w beczce po whisky okazał się być piwem nieco jednowymiarowym i zdecydowanie większe sobie robiłem na niego nadzieje. Mocna kawa, i idąca za nią kwaśność oraz paloność. Do tego subtelna dębina oraz wanilia i bardzo wyłażący alkohol. No słabo no.


I na koniec piwo które mnie oczarowało. La Luna Rossa z włoskiego Del Ducato. Jest to blend krieka leżakowanego w dębowej beczce z barley wine leżakowanym w dębowej beczce po czerwonym winie z dodatkiem wiśni. Brzmi kozacko prawda? Żebyście dopiero wiedzieli jak to kozacko w ogóle smakuje!
Orgia. To ile tutaj się dzieje to jakieś nieporozumienie. Na pierwszy plan wychodzą kwaśne nuty, charakterystyczne dla piw dzikich. Jednak świetnie łączą się z aromatem kwaśnej, lekko cierpkiej wiśni. W tle wyraźnie czuć potężną bazę słodową, oraz subtelne miodowe utlenienie. Smak to już na zmianę: kwaśność, owoce, słodycz, kwaśność, owoce, słodycz. Piwo balansuje na krawędzi kilku różnych zmysłów i odczuwalnych aromatów i oferuje tak wiele że naprawdę ciężko jest się tutaj odnaleźć. A alkohol ukryty perfekcyjnie. Niesamowite piwo, jedno z najdziwniejszych jakie piłem w życiu. I jedno z najlepszych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz