wtorek, 8 listopada 2016

Poznańskie Targi Piwne: Relacja 2/2: Degustacje


Okej, była relacja z festiwalu? Była. No to teraz myyyyk, czas na krótki opis kilku piw jakie udało mi się spróbować.



Degustację zacząłem czymś leciutkim i rześkim. Piwo którego historia powstania jest dosyć ciekawa. Pracownia Piwa postanowiła zrobić na urodziny Marka Bakalarskiego piwo. Problem polegał na tym, iż miała to być niespodzianka, a Marek jako pracownik browaru o wszystkim wiedział. Piwo zostało oznakowane fałszywymi kartami tylko po to, aby solenizant niczego się nie spodziewał. No bo jakbyście widzieli że fermentuje Hey Now, to znaczy że to Hey Now, prawda? Z tego co wiem to niespodzianka się udała, a i piwo wyszło fajne. Mocno cytrusowy pale ale, który okazał się także wytrawnym do bólu piwem. I niezwykle pijalnym, pomimo intensywnej, i lekko zalegającej goryczki. Jeszcze raz: sto lat Marku!


Browar Trzech kumpli jak wiemy zajmuje się głównie warzeniem tego, co sami lubią. Tym razem jednak Piotrek Sosin postanowił uwarzyć potwora. 24°Blg ekstraktu i 12.2% alkoholu to liczby które powinny robić wrażenie. I robią. Piwo pachnie niezwykle zbożowo, słodowo i da się wyczuć wpływ belgijskich drożdży. Wychodzi troszkę alkohol, czuć ogromny balling zwłaszcza w smaku, piwo jest treściwe i wbrew pozorom nie przesadnie wytrawne. Jednak moim zdaniem jest zbyt młode, i powinno jeszcze trochę poleżeć.


Wee Heavy to styl mało popularny, czego zupełnie nie rozumiem. Mówi się że szkockie mocne ale to smakuje prawie jak koźlak więc jest nudne. No nieprawda. Wersja z Piwnego Podziemia jest mocno karmelowa, melanoidynowa, wyczuwalne są akcenty ciasteczek oraz przypiekanej skórki od chleba. No i podobno to piwo jest wędzone. Chwilę dyskutowaliśmy na ten temat z Eweliną z PP oraz Marcinem Kwilem z Samych Kraftów, próbując zrozumieć jak prawie 30% słodu wędzonego tak słabo czuć. Możliwe że to wpływ wędzenia, bo z tego co pamiętam była to wędzonka z gruszy (jeśli to nieprawda to bardzo proszę o korektę). 


Fabrica Rara zadomowiła się w naszych umysłach jako browar robiący piwa z herbatą. Jednak tym razem powstał weizen z dodatkiem malin i arbuza. Kombinacja ta wydaje się być bardzo spójna, jednak efekt nieco odbiegał od ideału. Pachniało to prawie samymi drożdżami, dopiero po ogrzaniu wyszły do przodu maliny, jednak aromat arbuza wprawiał nieco w zakłopotanie. Bo kumulacja drożdżowego aromatu z czymś na modłę albedo z tegoż owocka nie była dobrym połączeniem. W smaku jednak prym wiodły maliny, i gdyby nie nadmierna słodycz to piwo byłoby nie najgorsze. Nie najgorsze, a nie smaczne.



Owsiana ipa z Nepomucena okazała się za to piwem bardzo sesyjnym. Co prawda od ipy oczekiwałbym solidnego chmielowego uderzenia, a tutaj lekko owocowe aromaty mieszały się na zmianę ze słodowymi niuansami których było bardzo dużo. Oczekiwałbym także nieco więcej owsianki w smaku, w ciemno bym się nie domyślił że ten dodatek znalazł się w składzie. Niemniej piło się to dobrze, pomimo troszkę przesadnej wytrawności.


Browar Nepomucen miał także jeszcze jedną ciekawostkę, a mianowicie nachmieloną... wodę. Tak tak, wodę mineralną gazowaną, która została przepuszczona przez chmiel. Chmiel zostawił nieco więcej niż tylko piękny czysty aromat, co widać już po kolorze. W smaku jednak przypuszczalnie mocno odczuwalna jest goryczka, pomimo tego że piwo podobno było chmielone tylko na aromat. Zaraz zaraz, woda a nie piwo. No, chmielone niby na aromat, ale że jest to woda i nie może mieć żadnej podbudowy słodowej to wydaje się bardzo gorzkie. No i po czasie troszkę może męczyć, szczególnie że posmak robi się trochę trawiasty. Ma się pojawić także wersja jeszcze mocniej nachmielona. Osobiście nie wyobrażam sobie większej goryczki, ale we will say what time will tell.


Ciągle młody porter Bałtycki z browaru Baba Jaga (nie mylić z Baba Yaga) pojawił się jednak na stanowisku tegoż browaru. Zabójstwem było podawanie takiego piwa w tak niskiej temperaturze, bo minąć musiało dobre kilka minut zanim ogrzałem je w rękach. Ale warto było czekać. Piwo ma bardzo dobre atrybuty do leżakowania. Masa gorzkiej czekolady, śliwki nasączone w alkoholu, karmelowa słodycz, gęste ciało, czego chcieć więcej? Alkohol jest jeszcze subtelnie wyczuwalny, jednak za pół roku z tego piwa zrobi się sztos. Niech tylko utleni się w kierunku suszonych owoców. Warto mieć na uwadze i kupić co nieco na leżak.


Przechodzimy do Brokreacji. No musem było spróbowanie The Blogger, czyli najbardziej emocjonującego piwa wśród piwnych blogerów. Jakbyście jeszcze nie wiedzieli, to oni uczestniczyli w warzeniu tego cudaka, a ich czytelnicy wybierali co powstanie. A powstał tak jak widać na etykiecie cherry smoked pepper rye wood aged strong ale. Pasowałoby dodać 'eeeeee makarena!'. Wbrew pozorom, wyszło jednak nieco inaczej niż wszyscy by się spodziewali. Piwo pachniało mocno słodowo, w tle dopiero pojawiała się minimalna wędzonka. Żyto w smaku dało się mocno wyczuć, także pieprz drapał troszkę w gardło, jednak dodatek płatków dębowych jak dla mnie okazał się totalnie niewyczuwalny. Wyczuwalny za to był alkohol, ale nie ma co się dziwić bo piwo wbrew pozorom powinno jeszcze trochę sapnąć, zanim to co ma się w nim uleżeć - uleży się.


Dojrzała także imperialna wersja Nafciarza Dukielskiego. Próbowana z tanku w czasie warzenia piwa powyżej robiła nadzieje. Tymczasem już na tym etapie mamy do czynienia z uderzeniem aromatu podkładów kolejowych i całej masy bandaży. Dla kogo torf jest agresywnym zapachem to tutaj mógłby nie wytrzymać. Na całe szczęście torf ten nie jest jedyną rzeczą, bo podbudowany został konkretną dawką mega gorzkiej czekolady. Alkohol bardzo dobrze ukryty, co niestety w tym przypadku nie jest okej bo pije się lekko, a lekkie nie jest. Warto.


Na to piwo ostrzyłem sobie zęby, bo ostatnio piwa z kawą jakoś bardzo mi posmakowały. Tutaj do czynienia mamy z foreign extra stoutem, z odmianą Santa Barbara Bahia (nie żebym się znał i ją pił). I pachnie to konkretnie. Jak świeżo zmielona i zaparzona, z subtelnie orzechowymi niuansami. Czai się także konkretna dawka paloności, i wytrawnego kakao. Piwo generalnie jest dosyć wytrawne, i mi niestety brakuje trochę słodyczy właśnie do kontry dla tej sporej paloności. Ale tak czy siak bardzo smakowało.

Zapytacie pewnie: co tak mało? Już tłumaczę.
Festiwal to okazja do spróbowania dużej ilości piw, owszem. Ale bardziej cenię sobie spotkania z ludźmi, z którymi widujemy się głównie na takich eventach. Bardziej cenie sobie porozmawianie z tymi ludźmi, niż konkretną degustację. Dziękuję zatem za uwagę, w tej sposób kończymy wpisy z tegorocznych Poznańskich Targów Piwnych.

Ah, zapomniałbym: pojawi się jeszcze jeden wpis, jednak to będzie degustacja trunku, którego na moim blogu jeszcze nie było. I nie mówimy o piwie! Bądźcie nastrojeni!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz