czwartek, 17 listopada 2016

De Molen: Txapela & Klompen, Hel & Verdomenis Bourbon BA, Hair of the Dog


De Molen to browar znany i lubiany. Znany z tego, że po niezwykle dobrych cenach sprzedaje piwa klasy światowej. Rzadko można spotkać piwa droższe niż 30zł, i mówię tutaj także o wszelakich eksperymentach i piwach leżakowanych w beczkach. Znany także ze swoich marnych etykiet, które początkującego piwosza odrzucają i nudzą, ale kogoś kto poznał się na jakości wręcz odwrotnie: przyprawiają o szybsze bicie serca. Dzisiaj będą trzy egzemplarze, tak bardzo różne trzy egzemplarze.


Wszystkie jednak mają słuszny woltaż, sięgający od 11, do prawie 14% alkoholu. Jest tutaj imperialny stout leżakowany w beczce po bourbonie, jest barley wine, jest także ekhm: infuzowany solonym Bourbonem wędzony imperialny winny saison. Wait what? Jeśli pokręciłem coś w tłumaczeniu (a to bardzo możliwe) to liczę na poprawienie mnie. Jedziemy!


Txapela & Klompen
Salted Bourbon infused smoked imperial saison-wine-ish
26.2°Blg, alk. 13.6% obj.

Miałem obawy patrząc na to co pływa na dnie butelki i starałem się nalać bez tego. Ale nie wyszło. Piana redukuje się niesamowicie szybko, i patrząc na oleistość piwa nie ma co się dziwić. Odrzuca jedynie ten cały szlam który pływa w środku i po prostu wygląda nieapetycznie.

Zazwyczaj aromat można odbierać na wiele sposobów. Coś co dla jednego jest przyjemne, inny powie że śmierdzi niemożliwie. Tutaj jednak ja sam stwierdzam, że aromat jednocześnie mi się podoba, jak i jest nieprzyjemny. Pierwsze co włazi w nos to solidna porcja czerwonych owoców, oraz coś ca kształt kandyzowanych skórek pomarańczowych, lub kandyzowanego imbiru. Po lekkim ogrzaniu pojawia się nuta winna, intensywnie słodowa, już określająca nam że mamy do czynienia z piwem mocarnym. Naturalnie jest wędzonka, choć subtelna i bardziej dymna niż torfowa. Po jeszcze mocniejszym ogrzaniu dochodzimy do clue wstępu. Piwo zaczyna pachnieć przepięknie mirabelkami. Z tym że nie takimi mirabelkami świeżo zerwanymi z drzewka, co takimi już leżącymi na asfalcie, lekko podgniłymi i zdeptanymi przez ludzi przechadzających się na ogródki działkowe. Pierwszy niuch jest przyjemny, przy dłuższym trzymaniu nosa w kieliszku jednak to się zmienia na minus. Przedziwne to będzie.

Gęstość i oleistość tego czegoś (bo piwem nie można go nazwać) szokuje i zadziwia. Konsystencja nalewki tudzież likieru. Słodycz także pasuje do tego określenia, piwo jest maksymalnie słodowe, wpadające już nawet w miodowość. Dziwi brak jakiejkolwiek kontry do te słodkości, przez to staje się ono dosyć ulepkowate, i dzięki dużej zawartości alkoholu spożywanie go w malutkich kieliszkach jak likier tudzież miód pitny byłoby lepszym rozwiązaniem. No ale kto mógł wiedzieć. A co z tymi napisami na etykiecie? Żadnych bourbonowych niuansów nie wyczuwam, sugestia karmelu mogła jedynie sprawić że na finiszu wyczuwam minimalną jej ilość w połączeniu z subtelnym torfem. I nie idzie dopić go do końca. Te pływające białka sprawiają że się odechciewa dopijać. No i widać też jak to piwo jest gęste, drobinki te praktycznie w ogóle nie chciały opaść na dno.

6/10



Hel & Verdomenis
Imperial Stout (Bourbon BA)

24°Blg, alk. 11% obj.

Skromna piana, wolno się tworzy ale też wolno opada. Samo piwo nie jest czarne, co najwyżej ciemnobrunatne i widać że nie zachowuje się jak gęsty i oleisty ris.

Aromat. Tak, to się nazywa aromat. Coś niesamowitego jak doskonale to pachnie. Ktoś kiedyś powiedział że dębowe beczki po bourbonie są królem beczek do leżakowania piwa tak jak lew jest król dżungli. I miał rację. Tym bardziej, jak za takie beczki zabiera się ktoś ogarnięty. Tutaj aromaty wanilii i dębu dominują zdecydowanie. Pojawia się również kokos, a połączeniu z ciemnymi słodami to można powiedzieć że otrzymujemy subtelny efekt bounty. Czekoladowość miesza się dosyć mocno z karmelami, a nuta palona dociera dopiero na samym końcu. Niesamowicie złożony zapach, każdy znajdzie coś innego.

Za to w smaku mam wrażenie jest nieco płasko. Fakt, widziałęm jak piwo się nalewa, i nie mogłem oczekiwać po nim gęstości. Jednak brak ciała i oleistości rekompensuje smak. Bo piwo podobnie jak w aromacie, tak w smaku również jest niezwykle bogate. Klasycznie przewija się motyw mlecznej czekolady, i karmelowych posmaków, jednak pojawia się także coś nowego: subtelna nuta biszkoptów, która na finiszu zmienia się w posmak skórki od chleba. Nuty beczkowe naturalnie obecne: oprócz masy wanilii, dochodzi nieco suchy posmak jaki zazwyczaj towarzyszy po wzięciu łyka whisky. I w gruncie rzeczy owa wodnistość i nieco wyłażący alkohol są jedynymi nuansami do których możnaby się przyczepić. Piwo jest praktycznie doskonałym deskryptorem tego, jak powinien smakować ris leżakowany w beczce po bourbonie

9/10


Hair of the Dog
American Barley Wine
alk. 13.4% obj.

Pięknie to pachnie. Dominuje aromat przyjemnego utlenienia. Słód, karmelowość, rodzynki, subtelna wanilia, intensywna nuta miodowa. Śmieszne, bo piwo jednocześnie jest utlenione, ale warzone było z użyciem miodu kwiatowego. Bardzo możliwe, że kombinacja tych dwóch składowych daje właśnie takie połączenie.

O ile od razu można powiedzieć, że smakuje jak bardzo dobre wino jęczmienne, to po ogrzaniu dzieje się coś ciekawego. Ale powoli. Potężne ciało, masa słodu, utlenienia, nut suschonych owoców, i znowu ta wanilia. Nie mam pojęcia skąd, ale jest. Nuta miodu wyczuwalna zwłaszcza teraz, w smaku, pozostawia charakterystyczny kwiatowy aftertaste. Alkohol niewyczuwalny. A ma prawie żę 14%, to jest naprawde sztuka tak doskonale go ukryć. Dobra, teraz wspomniane rzeczy po ogrzaniu.
Piwo staje się... kwaskowe. Lekko szczypie w język, i pozostawia na finiszu posmak... soli. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak się dzieje, i nie jestem w stanie sobie dać odciąć ręki czy faktycznie tak jest. Ale w gruncie rzeczy mam to w nosie. Bo jeśli coś jest dobre, to po co sobie zaprzątać głowę pierdołami?

8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz