poniedziałek, 26 października 2015

Pracuję jako barman w multitapie #2


Wchodzi grupa osób, średnio ogarniających co te zdania na tabliczkach znaczą. Barman Tomek tłumaczy pokrótce o każdym piwie, aż dochodzi do Dwóch Smoków:
T: Dwa Smoki to pomieszanie belgijskiego pszenicznego witbiera z india pale ale, czyli mocno chmielonym i gorzkim piwem blablabla ,...jest ono także robione z dodatkiem kolendry, rumianku, trawy cytrynowej oraz skórki z gorzkiej i słodkiej pomarańczy.
K: O! O! To ja to poproszę!
Tomek nalewa, podaje, mówi ile kosztuje, natomiast pani coś wyraźnie nie pasuje.
K: Przepraszam, ale chyba pan o czymś zapomniał!
T: (Patrząc na nalane piwo stojące na barze) Zapomniałem? Chyba o niczym nie zapomniałem.

K: Jak to nie? A gdzie moja skórka z pomarańczy?!



Wchodzą dwie dziewczyny. Jedna chce coś pszenicznego, pyta, ja proponuję i kupuje. Druga koleżanka się pyta.
(K)lientka: A jakie macie ciemniejsze piwa?
(J): No mamy na przykład Owcę w kratę, 6 Joseph's Street i Blackalicious (i opowiadam trochę o każdym z nich)
K: Hmm nie wiem. To ja raczej wezmę jakieś małe i proszę mi je z colą zmieszać.
W tym momencie nie wiedziałem czy to jest jakiś troll czy całkiem poważna propozycja. Mimo wszystko postanowiłem zachować powagę.
(J): Ale po co to robić? Czemu mam mieszać piwo z colą?
Klientka trochę zbita z tropu że ktoś zapytał o zdanie na ten temat nic nie odpowiedziała i spuściła głowę, po chwili ze smutkiem pyta
(K): A portera jakiegoś macie? Żeby zmieszać z colą?
Finalnie wzięła Józka. Ale coli nie nalałem.


Wchodzi pani, na oko po 40, z dziwną desperacją na twarzy
(K).Dzień dobry
(J). Witam.
K: Czy sprzedajecie państwo papierosy?
J: Nie, nie prowadzimy sprzedaży papierosów.
K: Ale na pewno nie kupię papierosów?
J: Na pewno, nie mamy żadnej paczki papierosów do sprzedaży.
K: No ale serio? (przybliżając się)A coś spod lady? Jakaśdnej sztuki mi nie kopsniecie?
J: Ani ja, ani nikt z tej strony baru nie pali, więc nie zwyczajnie jak pani poratować.
K: A to jak nie ma papierosów to wezmę coś innego. To dwa razy mała Owca w kratę.


Wchodzi gość. Samotnie.
K: Dżem dobryy (łamana polszczyzna)
J: Witam, jakoś mogę pomóc?
K: (tutaj skońćzyła się rozmowa po polsku, przechodzi na angielski) Chciałbym jakieś jasne, mało gorzkie, bla bla bla
Wedle oczekiwań dałem mu piwo, zasmakowało i poszedł. Zwyczajna transakcja sprzedaży. Ale po jakimś czasie przychodzi z kobietą.
K: Dżem dobryy! (teraz znowu po angielsku) Piłem wcześniej takie i takie piwo, było smaczne, ale chcę coś innego dla żony/narzeczonej/dziewczyny. Może być pszenica.
J: (produkuję się co mamy na kranach, opowiadam o kilku pozycjach, gościu słucha, a dziewczyna jest czymś wyraźnie poirytowana i zła)
K: (po angielsku) To ja zapytam żony.
Po czym odwraca się do niej i czystą polszczyzną pyta się coś w stylu "Basia, no i co myślisz? Chcesz takie czy takie?"
Miał w ręce próbkę grodziskiego z Pracowni, kobietka spróbowała i powiedziała że fuj łee itp., stwierdziła chyba że ona tu nie będzie siedzieć, strzeliła takiego mini-focha i się zawinęli.


Wchodzi gościu z dziewczyną. Wydaje się z pozoru standardowa gadka. Przy czym po ruchach i specyficznym sposobie mówienia, wydaje się że możnaby niegrzecznie określić go mianem pewnej części roweru, na której spoczywają buty. Jeden z współbarmanów zapytał się klasycznie "Jakoś pomóc? Coś doradzić?"
K: Ja bym chciał jakieś piwo które pasuje do mojej osobowości!
Barman się zaśmiał, ale bardziej z gościa który zadał to pytanie.
Ja akurat tego nie słyszałem, bo mnie nie było. Dopiero po chwili, przechodząc, na szybko zostałem zapytany o to.
Niewiele się zastanawiając lekko rzuciłem:
J: Bosy Antek.
K: (Podskoczył z radością, a na jego buźce pojawił się szeroki uśmiech) Hihi no i to jest konkretna odpowiedź! Takich barmanów lubię! (czy coś w ten deseń)
Niezręcznie się poczułem.
Pech chciał że musiałem go obsługiwać jeszcze dwa razy tego wieczoru. Później nie było lepiej, ale żadnej podobnie dziwnej akcji sobie nie przypominam. Ale ten przeszywający i zjadający mnie wzrok będę pamiętał na zawsze...


Tym razem zasłyszane przy barze. Klienci gadają między sobą, wśród nich obserwujemy osobę najwięcej mówiącą, i odpowiadającą na pytania kumpli (podpunkt numer 2). Wywiązuje się gadka:
K1: Ty, Piotrek (imię zmyślone), a jakie Ty piwa najbardziej lubisz?
K2 (Piotrek): Ja to w sumie wszystko lubię: Ipy, apy, stałty, EJLE...
Śmiechłem bardzo.


A na koniec kilka kwiatków z Warszawskiego festiwalu piwa.


Pracowałem na stanowisku Pracowni Piwa & Tap House (nie dziwne), i jak pewnie wiecie, od czasu kiedy Pracownia ruszyła z nowym browarem, butelkują swoje piwa. Na razie butelki pojawiają sie powoli, ale się pojawiają, co cieszy, bo zwiększy się dostępność. Na festiwalu było dostępne 6 różnych piw. No to zaczynamy.
K: Dzień dobry, to wszystkie butelki jakie macie (z zawodem w głosie)?
J: Tam, to wszystkie butelki. Na obecny moment mamy dostępne aż 6 butelek, natomiast z czasem będą pojawiały się inne piwa.
K: A jest Hey Now?
J: Nie, Hey Now jest akurat niedostępny.
K: Eeee to bez sensu, to nie chcę nic (odchodząc)


K: Dzień dobry, jakie macie butelki?

J: To co widać tutaj (tak jakby jeszcze nie zauważył ze kilkanaście centymetrów dalej stoją)
K: No dobra, ale co to są za piwa?
J: (wymieniam, wszystko po kolei i opowiadam krótko o nich)
K: Aaaa to ja to wszystko znam (to po co się pytasz, myślę sobie). A nie ma barley wine?
J: Nie ma, w tej chwili to co jest dostępne.
K: A to strasznie mało macie tych butelek (odchodząc)


Podchodzi gość, i zagaja.

K: Cześć! Macie może tego risa leżakowanego w beczce po whisky?
J: Nie nie mamy. Nie mieliśmy nawet takiego piwa, bo jedyne beczkowe jakie się pojawiało to barley wine.

K: No, no, to ja go poproszę!
J: Ale już nie mamy, skończył się już, jutro wpinamy kolejną beczkę.

K: Eeeee jutro to ja jadę do domu. Nie da rady wpiąć teraz (sic!)?
J: (Hahahaha) Nie, nie da rady wpiąć teraz. Teraz na kranie jest zwykły barley wine.
K: A ris?
J: Nie ma, jedynie w butelkach.
K: Tak? A ile kosztuje?
J: 18 złotych.
K: Ło ku*wa, ale drogo! To ja nie chce (odchodząc)


K: Ja poproszę 0,3 risa

J: Ale nie mamy risa, jest w tej chwili barley wine
K: Nie chce barley wine, wole risa
J: Mówię że nie mamy lanego risa, mogę przelać z butelki
K: Nie chcę z butelki, chcę z kranu
J: Mówię panu jeszcze raz, że nie mamy z kranu lanego risa
K: A to dziękuję, nie chce nic


Podchodzi klient, zero szkła, wyraźne zainteresowanie stoiskiem, koszula z krótkim rękawem i spory plecak; trochę kręci się bez celu przy stoisku i rozgląda. Zacząłem podejrzewać kolekcjonera etykiet.
J: Dzień dobry, jakoś pomóc?
K: Dzień dobry, mam pytanie: rozglądam się ale nie widzę nigdzie materiałów promocyjnych, posiadacie może jakieś?
J: Wie pan co, nie orientuję się żebyśmy mieli. Czego konkretnie pan potrzebuje?
K: Nooo wie pan, jakieś etykiety na przykład
(BINGO), nie macie nic?

J: Nie, nie mamy ze sobą żadnych etykiet. Jedynie te na butelkach (straszny śmieszek mi się włączył)
K: Nie macie? To szkoda... A pojawią się może?
J: Nie, nie zabraliśmy ze sobą żadnych etykiet.
K: Uuuu, to szkoda. A nie da rady jakoś donieść, załatwić?
J: Wie pan co, jesteśmy z Krakowa, raczej na ten festiwal już nikt nie doniesie nic.
K: Hmmm, a na pewno nie da rady załatwić? Mogę nawet zapłacić!
J: Na pewno nie da rady załatwić, tym bardziej w tej chwili.

K: Oj, no to szkoda. A jakieś ulotki chociaż? Kapsle? Wizytówki?
J: No mówię panu że nie mamy nic z takich rzeczy.

K: A to szkoda, trochę bez sensu, na pewno dużo ludzi o to pyta. Powinniście mieć takie rzeczy, tracicie klientów przez to...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz