środa, 14 stycznia 2015

Death Star, Revelation Cat


Lubię piwa słodkie. Nie bez powodu do moich ulubionych stylów należą barley wine, imperial ipa czy sweet stout. W dalszym ciągu, mam na oku mnóstwo piw, które chciałbym spróbować, jednak przeszkodą wbrew pozorom nie jest cena, a dostępność. Jeśli jednak już coś się pojawi, trzeba się nastawić na szybką akcję. W taki sposób właśnie dorwałem poszukiwanego przez rok Death Star.



To piwo już przy znalezieniu w internecie stało się jednym z moich ulubionych. Revelation Cata zawsze chwalę, i uważam ich butelki za przykład najlepszych etykiet na rynku piw z całego świata. Genialne, rysunkowe z wyraźną pikselozą. Dodatkowo Gwiezdne Wojny. Jestem zapaleńcem jeśli o nie chodzi, więc gdybym na piwie się nie znał, pewnie i tak bym kupił.


Jak wspominałem lubię słodycz. Taki przewrót mleczny okrutnie mi smakował, chociaż mnóstwo osób narzekało na kleistość. Przy rzucie okiem na etykietę dowiadujemy się jeszcze, że samo piwo było jeszcze leżakowane z dodatkiem wanilii. Widać że imperialny stout z dodatkiem laktozy to za mało. Ja to kupuję. W całości.


Death Star
Revelation Cat
Imperial Sweet Stout (RIS)
alc. 13% obj.

Przelewa się jak smoła. Nieprzejrzysta ciecz, z niewysoką, aczkolwiek długo trzymającą się czekoladową pianą.

W aromacie już czuć potężną dawkę ciemnej mocy. Wanilia, wanilia, później wanilia, pralinki, mleczna i gorzka czekolada, marcepan, mocna kawa z mlekiem i szlachetny alkohol. Jednym słowem: imperialnie.


A smak? Genialny i przebogaty.
Początkowo uderza okrutnie gęsty profil piwa. Konsystencja jest fantastycznie kremowa. Wysycenie minimalne, idealne w stylu. Ale prawdziwa moc dzieje się po przełknięciu. Uderza w nas cudowny posmak słodkiej, mlecznej czekolady. Uwielbiam fioletową Goplanę, i z takim smakiem najbardziej bym go utożsamił. Zaraz po nim ukazuje się marcepan. Goryczka niebyt duża, lekko palona, jednak szybko kontrowana słodziutką laktozą. Dopiero chwilę po przełknięciu do głosu dochodzi alkohol. Przyjemnie grzeje w żołądku, pokazując tam swoją ciemną, potężną moc.
Zapomniałbym: pijalność jest niesamowita, a piwo rewelacyjnie zbalansowane. Żałuję że butelka jest taka mała, mógłbym je sączyć bez końca.

Pierwsze piwo z Revelation Cata, które jednocześnie wgniotło mnie w ziemię, po sobie posprzątało i jeszcze wypolerowało podłogę. Wreszcie, jeśli ktoś mnie zapyta jakie było najlepsze piwo jakie wypiłem, będę mógł mu szczerze odpowiedzieć: Death Star. Przed taką rebelią nie ma się co ukrywać.


P.S: po wypiciu czuję się jak Han Solo zamrożony w karbonicie. Genialne uczucie.

10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz