poniedziałek, 1 września 2014

Delirium noctornum



 Różowy słonik skutecznie chodził za mną od dłuższego czasu, przypominając się i wychylając z głębi półki. Wraz ze spadkiem temperatury na dworze, robił się coraz weselszy, aż stwierdziłem że to jego wielki dzień. Jak się zaprezentował?


Oczywiście recenzja będzie niczym, jak nie napiszę chociaż słowa o pochodzeniu nazwy. Delirium, oznacza bowiem majaczenie, a po dodaniu tremens, otrzymamy 'majaczenie alkoholowe'. Zatem wytłumaczenie psychodelicznej etykiety mamy podanie jak na dłoni (Delirium tremens to nazwa drugiego piwa, jaśniejszego ale o takiej samej zawartości alkoholu).  Różowy słonik, spiralne i kolorowe wciągające tło, złotawe gołąbki na górze to chyba to, co widzą ludzie którzy po dłuższym spożywaniu, nagle odstawiają procenty. Nie miałem okazji przetestować, i obym nie miał.


Zawsze, kiedy w sklepie gdzieś na półce widziałem to piwo, ogromne wrażenie robiła na mnie ta porcelanowa butelka. No właśnie, porcelanowa. Tak się składa że porcelanowa nie jest, nie ma tak pięknie. Jest tylko spryskana imitującą ten materiał farbą, ale zrobiona bardzo porządnie. Można to zobaczyć dopiero po odkapslowaniu, gdzie brąz butelczyny szybko sprowadza nas na ziemię. Po raz kolejny reality hits you hard bro...


Sam browar to taka trochę zagadka. Niby wszędzie podawana jest informacja, że piwo pochodzi z browaru Huyghe, jednak częściej napotykałem się na Delirium Brewery, i pod taką także nazwą funkcjonują na facebooku. Mam kilka informacji, które przetłumaczyłem sobie z oficjalnej strony, więc będą to takie trochę pseudo-fakty.
Jeśli to prawda, obroty Huyghe oscylują w granicach 48% całego rynku. Obecnie warzą 148 tys. hektolitrów, które mają być podbite do 300 tys., i butelkują 18 tys. na godzinę. (info z 2013 roku). Warzą od 1654 roku, z przygodami.
Ogólnie sporo o browarze i historii można poczytać na stronie, wszystko ładnie i przejrzyście, tyle że po angielsku. Klikajta tutaj!


Delirium noctornum
Browar Huyghe
Belgian Strong Ale
8,5%

Piana jest ge-nial-na. 8% alkoholu, a wygląda lepiej niż przy niejednym pszeniczniaku. Początkowo średniopęcherzykowa i przeogromna, z czasem opada ale utrzymuje się one finger kremowego cudu.

W zapachu, przede wszystkim czuję tutaj czerwone wino, czyli winogrona, wiśnie i porzeczki. Aromat ten póki co jest jedynym, oby z ogrzaniem się zmienił.
Później wyczuwalny staje się alkohol, ale nawet tak bardzo nie gryzie w nos.


Bardzo delikatne wysycenie, spodziewałem się większej ilości bąbelków. Sporo suszu owocowego, zdecydowanie dominującego nad całością. Można odnieść wrażenie, jakby to był kompot alkoholowy. Co do alkoholu: kompletnie niewyczuwalny. O tym, że jest go tak sporo dowiadujemy się dopiero po czasie, kiedy przyjemnie grzeje w brzuszku. No i słodycz, jest jej tu cała masa. Ale nie karmelowa, czy pochodząca od słodów, jakie zazwyczaj są obecne, tylko taka jakby pochodziła od kandyzowanych owoców, odważę się powiedzieć, że takich oblanych gorzką czekoladą. Co również warte zaznaczenia, piwo nie jest agresywne, spodziewałem się mocnego kopa od przypraw i mocy.


Cholernie ułożone piwo, dawno takiego nie piłem. U mnie numer 1 spośród tego stylu, chyba lepsze nawet od niebieskiego Chimay'a.

8,7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz