Wrocławski festiwal dobrego piwa
Wróciłem, staram się jakoś ogarnąć materiał, którego jest dość sporo. Postanowiłem, że nie zrobię jednego artykułu, bo byłby za długi (chociaż i w tym mnie poniosło). Podzielę je na dwie części, w pierwszej (tej) skupię się na samym festiwalu, otoczce, ludziach i atrakcjach, a w drugiej opiszę same wrażenia z degustacji piwa. Mam ambitny plan, żeby zrobić krótką, pseudo-videorealcję, bo mam trochę nagrań. Szału nie będzie, bo to pierwsze moje podejście do sklejania filmu, ale blog się rozwija, od czegoś trzeba zacząć :)
Przygotowania
Zacznę od tego, że miało mnie tam nie być. W ogóle nie brałem opcji pojawienia się tam pod uwagę, bo nastawiłem się już, że będe na tym Krakowskim, i Birofilii w Żywcu, więc mi wystarczy. Samo info o tym festiwalu krążyło w internecie od dobrych paru tygodni, co chwilę pojawiały się informacje o piwach które będzie można spróbować, cały czas coś się działo, a impreza nakręcała się z dnia na dzień. Nabierałem coraz większej ochoty, ale pogodziłem się z tym że zostanę w domu. Już nawet zdążyłem zrobić notkę na fanpejdża, z piwami wartymi spróbowania, i w sumie dopiero wtedy czułem się najbardziej zawiedziony że nie pojadę. Informacja o tym że jadę, wyszła chyba dopiero w środę, czyli 2 dni przed festiwalem. Współlokator usłyszał jak oglądałem filmik Kopyra, gdzie opowiadał on o imprezie. Zapytał gdzie to jest dokładnie i kiedy, po czym stwierdził, że on ma tam znajomości i może załatwić od strzała nocleg. Mnie się od razu zaświeciły oczy, serce zaczęło mocniej bić, ciemne chmury schowały się ustępując miejsca słońcu, a w głowie pojawiła się anielska muzyka. Tak w skrócie, to był moment decydujący że weekendu nie spędzę ze znajomymi jedząc pizze.
Szybka decyzja, wyjazd w piątek o 7:30 z Katowic. Nie byłem zachwycony faktem, że muszę zwlec się z łóżka o tak pogańskiej godzinie, jaka jest 6 rano, jednak już wieczorem próbując zasnąć, cieszyłem się jak dziecko, widzące prezenty pod choinką. W sumie nie tylko jak dziecko, bo do tej pory prezenty pod choinką cieszą jak cholera :D
Trip
Pomijając samą podróż, we Wro byliśmy już około 11 godziny, a PKP miało bardzo akceptowalne spóźnienie, rzędu 5 minut. Pojechaliśmy na miejsce noclegu zostawić rzeczy, wypiliśmy po buteleczce Hoegaarden na dobry początek, i ustaliliśmy plan. Najpierw szybki spacer po rynku i okolicznych uliczkach, coś na ząb (zajebiste burgery w Love Burger, polecam!), kawka w McDonalds cafe i obraliśmy kierunek stadionu.
O dziwo w tramwaju nie było jakoś bardzo dużo ludzi, a my siedzieliśmy sobie wygodnie na siedzeniach.
W miarę podróży napięcie narastało, już w głowie przewijała mi się wyłącznie kolejność piw, które założyłem że dziś wypiję.
Festiwal (piątek)
Całą tą listę trafił szlag, jak weszliśmy na teren festiwalu, bo ogrom stoisk wgniótł mnie w ziemię. Tego było po prostu za dużo. To nie jest oczywiście negatywna opinia, bo byłem pod wrażeniem jak wielka ilość browarów się rozlokowała. Oprócz nich znajdowała się masa wszelakich straganów z jedzeniem, (kiełbaskami, chlebem ze smalcem itp) dwie sale wystawowe, i rzeczy dla mnie niezrozumiałe w tym miejscu: stragany z zabawkami (!), dmuchane zjeżdżalnie dla dzieci (!), namioty z jakimiś rzeźbami (?!) i ogólnie masa niepotrzebnych i zajmujących miejsce rzeczy, np. takie pierdoły, jak stoiska które oferowały darmową smycz, długopis czy otwieracz na breloczku, jak się podało swoje dane. Oczywiście, obecne były też dwie sceny: jedna muzyczna, i druga kulinarna. O ile pod muzyczną nie podszedłem ani razu, bo nie przyszedłem słuchać muzyki na festiwalu piwa, i szkoda mi było na to czasu, to pod kulinarną pojawiałem się wielokrotnie, bo to właśnie tam odbywała się większość wydarzeń. Pokazy kulinarne, warzenie piwa, testy na daltonizm sensoryczny, dyskusja na temat piwa rzemieślniczego, ogólnie same ciekawe rzeczy. Co do samego testu, to także chciałem wziąć w nim udział, jednak ludzie dość ochoczo zareagowali na informację o nim, i sporo większych osobników od mojej osoby, bez pruderyjnie się przede mnie wpieprzyło. Tak, kultura przede wszystkim, jednak jakoś strasznie nie rozpaczałem, bo w teku miałem akurat pity na bieżąco Mleczny przewrót, i trochę rozkojarzone kubki smakowe.
Szkło
Co do samego teku i ogólnie do szkła festiwalowego: było piękne (no może kufel nie aż tak piękny), i było tylko do soboty rano. Zainteresowanie nimi przeszło chyba wszelakie oczekiwania, patrząc na ilość osób które się z nim przechadzały w piątkowe popołudnie i wieczór. To był przyjemny widok, bo pomimo obecności plastikowych kubków, ludzie kupowali właśnie szkło. Zacząłem wierzyć w kulturę picia piwa ze szkła, tym bardziej na tak sporym festiwalu. Jeden z przyjemniejszych, i cieszących widoków.
Miejsca siedzące
Niezwykle rozsądną opcją było otwarcie kilku trybun stadionu. Na tak małą ilość miejsc siedzących, ulokowanych przy 'straganach' to był pomysł genialny, bo stadion to rozładował. Na przykład na samym początku, kiedy ludzi jeszcze nie było dużo, wyłożyliśmy się na ustawionych na trawce leżakach, jednak później (kiedy zaczęło padać, za pierwszym i za drugim razem) rozlokowaliśmy się właśnie tam. Dużo miejsca, jeszcze zadaszenie- full wypas. Stamtąd chodziliśmy tylko żeby dopełniać szkło.
Ludzie (piwowarzy, blogerzy, itp)
Będąc pierwszy raz na tak wielkiej imprezie, z tak dużo ilością osobistości, nie mogłem sobie pozwolić żeby przynajmniej nie podejść i się nie przywitać z nimi. Miałem problem, bo przez dłuższy czas nie udało mi się nikogo z nich zauważyć, i na to musiałem praktycznie czekać aż do zakończenia się panelu dyskusyjnego, w którym udział wzięli: Marek Jakubiak (Browary Regionalne Jakubiak), Michał Kopik (piwnygaraz.pl), Ziemowit Fałat (PINTA), Bartek Napieraj (AleBrowar), Rafał Łopusiński (Browar Bednary), Piotr Dusza (opakowania), Tomasz Kopyra (blog.kopyra.com/Widawa) oraz gościnnie Simon Martin (Real Ale Craft Beer). Sama rozmowa dotyczyła pojęcia piwa rzemieślniczego, i do pewnego momentu była ciekawa. Piszę do pewnego momentu, bo później kiedy lud objął głos, niosły się głosy niezadowolenia, nie można było dojść do konsensusu, a mnie też już trochę bolała noga od stania 40 minut w jednym miejscu, toteż oddaliłem się żeby spróbować jeszcze czegoś. Oczywiście pomysł był rewelacyjny, a efekt spodziewany. Zapomniałem zerkać czy państwo goście cały czas siedzą na scenie kulinarnej, co poskutkowało wylaniem się większości znajomych twarzy. Dorwałem Simona, który notabene okazał się mega sympatycznym gościem, a za chwilkę podszedł Ziemowit Fałat z Pinty. Zauważyłem że trochę im się śpieszy, więc zamieniliśmy tylko kilka zdań na szybko. Szkoda, jednak fajnie było chociaż się przywitać.
Podobnie wyglądała sytuacja z Michałem Saksem, tyle że on w pocie czoła zasuwał w namiocie AleBrowaru. Widząc to zwyczajnie nie wypadało mi zajmować czasu, przybiliśmy piąteczkę, poszła fotka i się zawinąłem.
Z panem Jackiem Materskim z Artezana to samo, bardzo rozchwytywany, wiecznie zagadywany przez przeróżne osoby. Czekając dłuższy czas nie wytrzymałem, i bezpardonowo przerwałem rozmowę z dwoma innymi panami, żeby chociaż się przywitać i pogratulować rewelacyjności ich wyrobów.
Chciałem także złapać resztę blogsfery w takim samym celu, ale zdałem sobie sprawę że mogłem się odezwać wcześniej na facebooku, a nie jak głupek czekać na przypadkowe spotkanie. W drugi dzień łaziłem między namiotami nagrać kilka filmików i porobić trochę zdjęć, cały czas pilnie się rozglądając, jednak już nie wychwyciłem żadnej znajomej twarzy.
Ekipa browarów
Najbardziej zarobiona grupa na festiwalu. Chylę czoła, a szacunek do tych ludzi mam nieoceniony. Pomimo tego, ze przez cały czas biegali w tę i spowrotem nalewając piwa, co chwile powtarzając te same kwestie (np skład danego piwa czy opis stylu), i nie mieli praktycznie czasu na odpoczynek, do samego końca byli mili i uśmiechnięci. Wiadomo że człowiek kupując piwo się cieszył, jednak patrząc na ich wkład, radość była podwójna. Wielokrotnie przechodziłem i zerkałem wgłąb namiotów, a oni cały czas byli w gazie, żeby tylko klienci byli jak najbardziej zadowoleni. Ekipa z Widawy cały czas ocierała pot z czoła, a Bartek Napieraj przez sobotę zwoził kegi z wrocławskich knajp, bo piwa brakowało. Rozumiem że praca, jednak to coś ponad, dawanie cząstki siebie. Wielkie brawa.
Negatywy
Niestety akurat ich było sporo. Na wielki minus ludzie. O ile w piątek atmosfera była fantastyczna, to ich ilość i tak budziła wątpliwości. Kilkunastometrowe kolejki, i czekanie przynajmniej 15 minut żeby napić się 0,3l piwa to przesada. To dotyczyło piątku wieczorem, w sobotę powyższe liczby należy pomnożyć przez dwa. Po pierwsze nie można zabronić ludziom tam przychodzić, mogę mieć wyłącznie żal do organizatorów. W nazwie jest to 'festiwal dobrego piwa', a w rzeczywistości był 'festyn z dobrym piwem'. Do jasnej cholery, chciałem tam w spokoju popróbować premier, pogadać z ludźmi i miło spędzać czas, a jakąś 1/5 czasu spędziłem w staniu w kolejkach i przepychaniu się przez tłum ludzi. To chyba nie na tym polega. Jakbym chciał nażreć się kiełbasy i nachlać piwska, to poszedłbym na jakieś dożynki czy 'dzień ziemniaka'.
Do pełni brakowało mi tylko ogrodzonego taśmą boiska, na którym pan zbierałby opłaty od 3 tańców.
________________________________________________________________
Sporo było też ludzi, którzy nie do końca wiedzieli na czym ten festiwal polega. Sam byłem świadkiem jednej sytuacji, przy stoisku AleBrowaru. Przyszedł chłop, grubo po 40, ze średniej klasy społecznej (czyli taki typowy Marian, usłyszał od szwagra że jest coś na mieście, wejście za darmo i dużo piwa, to se przyjdzie). Obsługiwał go akurat Bartek Napieraj. Rozmowa wyglądała mniej- więcej tak: ch (chłop): "dzień dobry, dla mnie jedno lane piwo", B (Bartek): "ale jakie pan chce konkretnie?", ch: "no normalne, lane piwo, jakieś jasne, macie takie?", B: (drapie się po głowie) "mamy na przykład wita, lekki i orzeźwiający, z kolendrą i cytrusowym aromatem. Mamy king of hop, amerykańskie pale ale, mocniej chmielone i bardziej aromatyczne piwo, może być", ch: (konsternacja, odwraca się do kolegi, tak jakby chciał żeby tamten mu wytłumaczył co jest grane, i pyta) "a nie macie zwykłego jasnego?", Bartek wtedy nie wytrzymał bo klientów masę, a on wstrzymuje kolejkę, powiedział mu ładnie żeby zagadał kogoś z Gościszewa, żeby nalał mu pilsa.
________________________________________________________________
Dopełnieniem było jedzenie. O ile ja z niego na miejscu nie korzystałem, bo najadłem się wcześniej, to słyszałem opinie niezadowolenia, że jedzenie na wagę kosztowało 50 zł, a cena za kilo kiełbasy czy wędliny oscylowała w okolicach stówy. Za to chlebek ze smalcem był podobno w znośnych cenach :)
________________________________________________________________
Stałem się także więźniem wirtualnych pieniędzy. Kartą zapłacić się nie dało, a bankomatu nie było w okolicach stadionu. Chciałem kupić więcej piwa w butelkach do domu, a jadąc w stronę stadionu nie myślałem o tym żeby kasę sobie wcześniej wypłacić. Dosyć spory problem.
________________________________________________________________
Liczyłem się z tym że ludzi będzie dużo, ale to przeszło moje oczekiwania. Sporego minusa muszę przyznać komunikacji z terenem festiwalu. Tramwaje jeździły wyłącznie w normalnych, rozkładowych godzinach. Zdjęcie tego nie oddaje, ale do tramwaju powrotnego wsiadło wlało się tyle ludzi, że zacząłem się zastanawiać, czy on w ogóle ruszy. Nie można było się w jakiś sposób dogadać z komunikacją miejską, i podstawić chociaż jeden więcej na godzinę? Sporo by to dało. Jedynym plusem było to, że poprzez ścisk, nie trzeba było się trzymać. Dobrze, że udało mi się nie stłuc teku.
Założenia na VI edycję
W przyszłym roku na pewno się pojawię, jednak rozsądniej dobiorę czas obcowania tam (jeśli festiwal będzie odbywał w takiej samej formie, i w tym samym miejscu)
Piątek trzeba wykorzystać do granic możliwości: przyjść już koło 16, siedzieć, pić, próbować, dobrze się bawić przynajmniej do 23. Nie jest głupim pomysłem, kupić już w piątek piwa które chcemy przywieźć do domu. Na sobotę wpaść tylko na kilka godzin i maksymalnie o tej 16 się zmywać, bo wtedy zaczyna się największy spam. W niedzielę podobnie, 2-3 godzinki w okolicach 12, i do domu.
Podsumowanie
Jestem bardzo zadowolony, pomimo wszelakich negatywów. Nie wiem jak było w poprzednich latach, patrząc na zdjęcia zauważyłem zależność: więcej błota = mniej ludzi :) Niestety nie spróbowałem tego co chciałem. Nie spróbowałem nawet 1/4 tego co chciałem, ale każde z piw które testowałem, nigdy wcześniej nie gościło u mnie w buzi. Gdybym mógł, to ze stoiska Artezana czy Widawy wchłonąłbym wszystko. Nie spróbowałem żadnego ris'a, ani nic z browaru SzałPiw (któremu w sobotę skończyły się wszystkie zapasy). Został mały niedosyt, jednak nie psujący całkowitej opinii. Przywiozłem ze sobą wprawdzie trochę skromną ekipę, ale jestem zadowolony że przywiozłem cokolwiek.
Jedyne co mi zostało, to napisać na koniec coś w stylu 'już nie mogę się doczekać kolejnej edycji'.
Do zobaczenia!
Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz