poniedziałek, 12 maja 2014

3 blondynki? Chętnie przygarnę!


Potrójna blodyna od Corneliusa (Sulimara) pojawiła się w sklepach już jakiś czas temu. W sklepach specjalistycznych było tego malutko (jeśli już w ogóle było), ale znalazło się także w ofercie Tesco, które jako jedyny hipermarket miało je w swojej ofercie, i w sumie głównie w Tesco można się było w niego zaopatrzyć. Mnie jakoś cała ta akcja z triplem nie ruszyła, i nie czułem potrzeby od strzała pędzenia na drugi koniec miasta po piwo, które nomen omen jest prawdziwym belgijskim triplem kosztującym 4 złote (no dobra, 3,99 zł). 
Po jakimś czasie, jednak ciekawość wzięła swoje. Akurat byłem przejazdem, więc wstąpiłem, i kupiłem jedne z ostatnich butelek, które się skrzętnie kryły na najniższej półce z ostatnimi sztukami, wśród innych przecen ciastek, filiżanek i zupek w proszku. Na całe szczęście stały w ciemności, w kartonach, wciśniętych na sam koniec półki. Przechowywanie godne najlepszych sklepów specjalistycznych.
Jak przystało, wcześniej nie czytałem żadnych recenzji, żeby nie zapeszać, i nie nastawiać na bubel czy skarb.

Standoardowo i przewidywalnie, głosy na temat etykiety były przeróżne, ale sporej grupie osób nie przypadła do gustu. Czemu? Chyba tylko dlatego że się wyróżnia, a na niej nie widnieje zamek, pole z chmielem, budynek czy inne nudne pierdoły. Dobrze że poszli w komiksowe klimaty, i nawiązując do stylu i nazwy, lingwistyczną zabawą językiem umieścili 3 blondynki. Butelka zdecydowanie się wyróżnia, co jest ważne dla nowości.



Jak można się domyślić, nie jest łatwym zadaniem, zrobić piwo rzędu 8% alkoholu, dlatego brawo za odwagę. Tylna etykieta informuje nas, że piwo jest 'predestynowne do leżakowania'. Dzięki za informację, skorzystam. Chyba kupię ze 3 butelki, i każdą będę pił co pół roku, żeby porównać.


Nowy statyw, nowe możliwości zdjęć, stara fajtłapowatość przy nalewaniu.

Teraz parę słów o samym stylu, który debiutuje na blogu. 
Tripel jest belgijskim stylem, nierzadko warzonym przez mnichów, dzięki czemu jest określane mianem piwa klasztornego. Przeważnie są to piwa mocne, o wyraźnym estrowym zapachu (banany, truskawki), z dużą ilością przypraw, takich jak kolendra, oraz aromatów ziołowych. Przeważnie są lekko zmętnione, a w smaku powinny charakteryzować się sporą ilością owoców, przyprawami, niską bazą słodową, oraz nieźle ukrytym alkoholem.




Specyfikacja
Styl: Abbey Tripel
Ekstrakt: 18,1%, alk. 8% obj.

Wygląd
Sporawe zmętnienie, przypominające pszeniczniaka, o bursztynowym odcieniu. Jest trochę słabo z pianą, bo pomimo próby jej podbicia, nie ma zamiaru rosnąć, a po minucie znika kompletnie.



Zapach
Dobrze pachnie! Spory wachlarz aromatów, nie rozumiem jak można powiedzieć że to piwo jest ubogie w zapachu. Czuć głównie banany (ale takie już trochę odleżane, z ciemniejszą skórką), dużo drożdży, lekka kolendra, karmel, oraz zapach który porównałbym do zapachu kompotu z suszu, np. ze śliwek. Pomimo że śliwek nienawidzę, i są dla mnie owocem skażonym, zapach mnie nie odrzuca.

Smak
Wbrew pozorom alkoholowość nie odrzuca. Przynajmniej ja tu alkoholu negatywnie nie odczuwam. Piwo mi smakuje, poważnie. Są wspomniane wcześniej banany (są rewelacyjne!) i drożdże, ale i jest niespodzianka! Szarlotka, jabłecznik, ciasto z jabłkami. Bardzo wyraźne, i dosyć zaskakujące, dłuższą chwilę zajęło mi wpadnięcie na ten lekko kwaskowato/słodkawy smaczek. Podoba mi się. Podoba mi się także wysycenie, które pomimo że jest na dość niskim poziomie, przyjemnie łaskocze język. Piana niestety uciekła tak szybko, jak Andrzej Gołota w czasie walki z Mikem Tysonem.
 Z czasem, i wzrostem temperatury piwo robi się bardziej słodkawe, i... lepsze. Bez jaj, akurat tego to ja się nie spodziewałem. Miałem już nawet naszykowany w głowie tekst, żeby nabluzgać na wszechobecny, nie pozwalający w spokoju pić alkohol, a tu dupa. Alkohol jest, ale rewelacyjnie przykryty, bo fajnie rozgrzewa, ale nie zalega. Delikatnie, odpowiednio. Jakby mi ktoś je dał w prezencie, mówiąc że kosztowało 30 złotych, to byłbym skłonny uwierzyć.

Ogólna ocena
Smakuje mi piwo za 4 złote. Powiem więcej, jest bardzo dobre. Czyli jednak się da. Takiego 'potrójnego' z Komesa miażdży z impetem.
Tak się teraz zastanawiam, skoro ono jest dobre już teraz, to jak będzie smakowało po 6 miesiącach w piwnicy? Kupiłem 2 butelki, ale chyba skoczę do Tesco po jeszcze 2. Albo 4. Albo więcej. Na wszelki wypadek, gdyby moja cierpliwość się poddała.

Ocena
9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz