Słowa 'Kraków' i 'piwny festiwal' od zawsze nie szły ze sobą w parze. Każde wydarzenie które się odbywało w mieście smoka wawelskiego, kościoła Mariackiego i smogu miało większe lub mniejsze wady. Co poniektórzy mówili nawet, iż w Krakowie nie da się zorganizować festiwalu z prawdziwego zdarzenia. Rękawice podjęło kilku panów, próbując zorganizować Cracow Craft Beer Fest. Czemu próbując? Można się domyślić.
Dlaczego nie było części pierwszej (o samych wrażeniach z festiwalu), jak to mam w zwyczaju robić? Ponieważ uważam że nie ma sensu. No ale dobra, będą symboliczne dwa zdania na ten temat.
Zarówno każdy odwiedzający, jak i wystawcy oraz zapewne organizatorzy woleliby szybko zapomnieć o pierwszej edycji. Festiwal był imprezą szalenie niedopracowaną. Odbywał się on w starej i nieczynnej od dawna fabryce papierosów na ulicy Dolnych Młynów, gdzie zarówno ten, jak i okoliczne budynki mają w sobie dużo industrialnego klimatu. Niektórych to kręci i może się podobać, jednak do przesady. Tutaj hala (jeśli można ją tak nazwać) była totalnie nieprzygotowana do zorganizowania tam czegokolwiek. Ze ścian i sufitu sypał się tynk, w podłodze była masa dziur o które sam kilka razy bym wyrżnął (biorę pod uwagę także moją zgrabność w poruszaniu się). Owe dziury jednak zostały niesamowicie niezgrabnie czymś upchane, aby można było odnieść wrażenie że tak naprawdę ich nie ma. Z tym że wciskanie pomiędzy stary parkiet białopodobnych płyt nie wyglądało zbyt dobrze, no i przede wszystkim nie załatwiało problemu.
Zarówno każdy odwiedzający, jak i wystawcy oraz zapewne organizatorzy woleliby szybko zapomnieć o pierwszej edycji. Festiwal był imprezą szalenie niedopracowaną. Odbywał się on w starej i nieczynnej od dawna fabryce papierosów na ulicy Dolnych Młynów, gdzie zarówno ten, jak i okoliczne budynki mają w sobie dużo industrialnego klimatu. Niektórych to kręci i może się podobać, jednak do przesady. Tutaj hala (jeśli można ją tak nazwać) była totalnie nieprzygotowana do zorganizowania tam czegokolwiek. Ze ścian i sufitu sypał się tynk, w podłodze była masa dziur o które sam kilka razy bym wyrżnął (biorę pod uwagę także moją zgrabność w poruszaniu się). Owe dziury jednak zostały niesamowicie niezgrabnie czymś upchane, aby można było odnieść wrażenie że tak naprawdę ich nie ma. Z tym że wciskanie pomiędzy stary parkiet białopodobnych płyt nie wyglądało zbyt dobrze, no i przede wszystkim nie załatwiało problemu.
Po drugie temperatura. Nie będzie kłamstwem, iż do godziny 16-17, temperatura na zewnątrz była wyższa niż wewnątrz. Pojedynczym osobom to nie przeszkadzało, jednak zdecydowana większość po prostu marzła. Także i ja, jednak jako osoba obsługująca stanowiska Pracowni Piwa mogłem narzekać minimalnie mniej. Mieliśmy na stoisku malutki grzejniczek. No ale to ja, inni takich luksusów nie mieli i musieli grzać się od wewnątrz ;)
A nie, przepraszam, na hali ustawionych było kilka stacjonarnych ogrzewaczy, podobnych do tych stojących przy ogródkach w zimne wieczory.
Co jeszcze mi się nie podobało to obecność stoiska z serami belgijskimi. Jestem w stanie zrozumieć że to są sery kraftowe, niezwykle ekskluzywne i cenione, jednak jak wiadomo sery długo dojrzewające mają pewien swój specyficzny zapach. Mnie (i jak się później okazało nie tylko mnie) kojarzył on się z zapachem... bezdomnego. Więcej chyba nie muszę tłumaczyć, trochę współczuję tym, którzy swoje stanowiska mieli w okolicy.
Tyle słowem organizacji, bardzo mi przykro że tak to wyszło. Szkoda że Kraków jeszcze nie doczekał się festiwalu z prawdziwego zdarzenia. Oby w przyszłym roku to się zmieniło.
Tyle ze smutków, przechodzimy do clue wpisu.
Cracow Beer Academy - Nina Blanca
Zacząłem od kolejnego piwa Cracow Beer Academy, czyli projektu gdzie browar Piwowarownia warzy piwo z domowym piwowarem. Sam takie piwo miałem już okazję uwarzyć (poczytać możecie o nim tutaj). Tym razem przyszła kolej na kolejnego blogera, a właściwie dwóch: Tomek Kulig i Patryk Mamczur z bloga Dzikie Drożdże. Ugotowali oni nam imperialną ipę, warzoną z dodatkiem zestu z limonek, papryczek (Cayenne, Jalapeno, Hanabero) oraz suszonych kwiatów opuncji. Jak to na imperialną ipę przystało, piwo pachnie mocno chmielowo, jednak spodziewałem się intensywniejszego uderzenia. Smak już jest bezkompromisowy, deklarowane 100 IBU czuć zdecydowanie, i mnie akurat ta goryczka zalegała (inni nie narzekali). Alkoholu nie wyczuwałem, podobnie jak papryczek oraz opuncji. Dopiero po ogrzaniu mogłem stwierdzić że coś z tą opuncją jednak się dzieje, bo szczególnie w aromacie wychodziło coś na zasadzie kaktusa. Niemniej piwo ciekawe i warte spróbowania. Zachęcam do śledzenia profilu całej akcji, z powodów wiadomych.
Piwowarownia - Hop Session
Także z samej Piwowarowni spróbowałem Hop Session, które jest piwem w stylu Session APA. Session APA? Wydaje mi się to oczywiste, że apa jest session, no ale nie wdajemy się w szczegóły, szczególnie kiedy piwo jest smaczne. Ananas i cytrusy rządzą w aromacie, i w sumie nie ustępują niczemu innemu. Smakuje to również niezwykle owocowo, a piwo wydaje się nad wyraz pełne, a ma tylko 12 stopni Ballinga. Mógłbym doczepić się troszeczkę do zbyt trawiastej goryczki, lecz odchmielowe posmaki owoców dobrze ją rekompensują. Fajne.
Brokreacja - Santa Brewer
Zwycięzca piwa świątecznego, na zeszłorocznym Mikołajkowym Konkursie Piw Domowych mógł swoje piwo stworzyć na większych garach i na większą skalę. Zaszczytu dostąpił Konrad Kurek, i dzięki temu powstał Santa Brewer: stout z dużymi ilościami skórek pomarańczy. Nie skuszę się oceniać tego piwa, bo wydaje mi się że spróbowałem jakiejś trefnej kegi, piwo w aromacie i smaku było ewidentnie drożdżowe, możliwe że kega była jedną z pierwszych zapełnionych i taki był efekt. Muszę je jeszcze raz powtórzyć na spokojnie, więc na obecny moment powstrzymam się od oceny.
Gravedigger BA (Barrel Blend)
Drugi był Gravedigger, imperialny stout, tym razem wersja leżakowana w kilku różnych beczkach dębowych, a następnie zblendowana. Szczerze powiedziawszy mam mieszane uczucia co do blendów, ponieważ wydaje mi się iż więcej w tym szkody niż pożytku. Piwo pachniało delikatnie: dało się naturalnie wyczuć kakao, całą masę gorzkiej czekolady, oprócz tego subtelne utlenienie, i dopiero po mocnym ogrzaniu nuty dębiny. W smaku (jak to piwa barrel aged) okazało się być nieco wodniste, i znowu wpływ beczki objawił się po ogrzaniu. Wyszło trochę wanilii oraz mokrego drewna, jednak po imperialnym stoucie, i to jeszcze w wersji BA oczekuje się dużo więcej.
Browar Nepomucen & Browar Szałpiw - Wiśbier
Wiśbier to owoc (hehe) kooperacji browaru Nepomucen i Szałpiw. Jak można się domyślić, powstał witbier, wzbogacony o dodatek wiśni. Po nalaniu byłem zachwycony, piwo miało przepiękną głęboko czerwoną barwę, i sugerowało że będzie wiśniowe fest. A tutaj zonk, bo okazał się być wibierem pełną gębą, a nawet wpadającym subtelnie w saisona. Mnóstwo pszenicznych i zbożowych akcentów, w tle lekka kolendra i przyproawowość, a całość podbita minimalnym cytrusem (coś jak na kształt skórki pomarańczowej). Smak to znowu rasowy witbier: pełny, treściwy, z całą mocą zbożowości. I dopiero na finiszu można wyczuć wiśnie, jako charakterystyczny pestkowo cierpki finisz. No, może faktycznie piwo jest smaczne, jednak dziwi mnie jak bardzo czerwony jest kolor, a jak mało jest 'go' w smaku.
Browar Komitet - Mr. White
Przechodzimy na trochę dalsze stoisko, i tym razem próbujemy pszenicy, jednak klasycznej. Jest to jednocześnie moje pierwsze spotkanie z tym browarem, i w sumie po tym co spróbowałem chętniej się nimi zainteresuję w przyszłości. Browar Komitet to w sumie świeżynka na polskim rynku browarów, jest kontraktowcem warzącym w kontraktowej aglomeracji czyli Szczyrzycu. Na razie tyle, przyjrzę im się bliżej w przyszłości.
Na dziś to spróbowałem Mr. White. Klasyczny weizen urzekł mnie już od pierwszego powąchania. Bananowość i pszeniczność tego piwa mnie mocno zaskoczyły. No tak, trudno żeby pszenica nie pachniała pszenicą powiedzą niektórzy, no ale cóż, nierzadko zdarzało mi się takie pić. Ta akurat do mnie mocno przemawia bo to jest takie jakby świeże ziarno. Odsłodowa słodycz, subtelny goździk, trochę estrów i dróżdż w tle. Jest fajnie. Pije się to niezwykle lekko, i nie ukrywam że z przyjemnością w przyszłości powrócę do piw z Komitetu.
Browar Podgórz - 652 m.n.p.m
Podpiłem także co nieco portera bałtyckiego z Podgórza od Kuby Bąka. Powiem tyle: sztos przez duże SZ. Naprawdę, jak dla mnie ten aromat był wręcz nieprawdopodobny, ja go porównałem do Omnipollo (który jak wiadomo robi piwa z aromatami), za co szybko zostałem zesłany na ziemię bo rzekomo przesadzałem. Jednak naprawdę, ten aromat jak dla mnie był nie z tej ziemi, pachniało to jak lody śmietankowo-czekoladowe, polane karmelem i dodatkowo posypane morzem startej gorzkiej czekolady. Mam nadzieję że wersja butelkowa jest równie dobra, bo takową nabyłem.
Browar ROCH - Picamedicamentum
Niezwykle pozytywnie zaskoczył mnie browar ROCH, którego rzadko mam okazję próbować. Słyszałem wiele pochlebnych opinii, więc pochyliłem się nad ich twórczością. Picamedicamentum (what?) jest to pale ale mocno chmielony na zimno (polecam gorąco poczytać o nim tutaj)(w sumie nie pamiętam czy na zimno, czy whirlpool). Ale skupiając się na samym piwie: pachnie ono przecudnie! Cała masa owoców tropikalnych z marakują i mango na samym czele. Nieco bardziej z tyłu odnajdziemy cytrus, a całość wieńczy pszeniczny sznyt. W smaku niezwykle rześkie i pijalne, także i tu odnajdziemy deskryptory odpowiedzialne za mango i marakuję. Dosyć wysoka słodycz, krótka i niska goryczka chmielowa dopełniają dzieła. Świetne piwo, naprawdę gratuluję piwowarowi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz