Czy za tak długą nazwą może stać coś ciekawego? Podejrzewam że tak, bo Mikkeller to świry, którzy robią najlepsze piwa na świecie, a w przypadku czegoś leżakowanego w beczce po mocniejszym alkoholu można nastawić się wyłącznie na odjechane doznania.
Jest to porter w stylu brytyjskim, czyli słabszej wersji naszego rodzimego porteru bałtyckiego. Zawartość alkoholu jest niższa, jednak w tym piwie akurat głównie chodzi o przeleżakowanie piwa w beczce po czymś ultra ciekawym. Grand Marinier to destylat, a właściwie likier owocowy który alkoholu w sobie ma tyle co wódka. Nie będę opowiadał o procesie powstawania bo to niepotrzebne, nadmienię tylko, że robi się go z koniaków oraz esencji gorzkich pomarańczy. Przesiąknięcie koniaku ich zapachem, daje trunkowi niespotkaną świeżość. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Ah, zapomniałbym. Przy produkcji tego trunku użyto owoca yuzu. To taka japońska porarańcza/cytryna. Piwo z yuzu już zdarzyło mi się recenzować tutaj.
Etykieta całkowicie pojechana. Nie widzę w niej żadnego sensu, jednocześnie okrutnie mi się podoba. Zapakowanie jej w butelkę tzw. szampanówkę ma podnieść range piwa, i uzmysłowić że mamy do czynienia z konkretnym zawodnikiem. Dodatkowo opakowanie go w ozdobne złotko dopełnia całości, która wygląda bardzo reprezentatywnie.
Orange Yuzu Glad I Said Porter BA Grand Mariniere
Mikkeller
Porter (barrel aged grand marinier with yuzu)
alk. 6% obj.
Kurczę, przy nalewaniu lekko się zawiodłem. Pojawia się piana, ale taka beznadziejna jak przy coli. Słabo się pieni i szybko opada. Na szczęście to tylko zmyłka, bo po kilku sekundach się uspokaja, i tworzy piękną, zbitą chmurkę. Kolor to ciemny, niezmętniony bursztyn.
Spora dawka ciemnych, palonych słodów. Powiedziałbym że klasycznie dla brytyjskiego portera. Tutaj pojawia się także aromat gorzkiej pomarańczy, limonki i wszelakich cytrusów, jednak nie wynikający wyłącznie z chmieli. Aromat, który ja utożsamiam także z cherry, czyli beczka jest już wyczuwalna.
Biorę łyka, no i myślę sobie 'słabo'. Ale to zmyłka, pierwsze lekko czekoladowe i palone wrażenie jest mylne. Po pierwsze: to piwo jest zdecydowanie bardziej treściwe niż zwykły porter. Bardzo pełne, najpierw pojawia się ogromna wytrawność, jakbyśmy właśnie sączyli jakiś wybitnie dobry destylat, po chwili do kubków smakowych docierają posmaki gorzkiej skórki pomarańczowej. Jest ona niezwykle wyraźna, jakbyśmy właśnie starli jej do środka. Czekolady tutaj raczej nie uświadczymy, wyraźniejszy jest palony jęczmień i towarzyszące mu posmaki mdłej kawy rozpuszczalnej. Niedługo później doświadczyłem wrażenia wytrawności połączonej z delikatnym kwaskiem. Dzięki temu trunek staje się niezwykle pijalny, i chce się brać następny łyk. Nie należy jednak się śpieszyć, tym piwem warto się delektować. Beczka wyciągnęła z niego potencjał, jakiego pierwotna wersja nie posiadała (kilka osób narzekało na podstawową, nuda itp.). Pokazuje także jak bardzo bogate może być piwo zaledwie 6 procentowe.
Można sączyć godzinami. Gdyby nie cena (około 40 peelenów), podejrzewam że mógłbym pić raz w miesiącu. Niemniej uważam że płacimy za produkt z najwyższej półki. Doskonały produkt.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz