piątek, 26 lutego 2016

Evil Twin Brewing: Soft DK


Piwa z browaru tego złego brata od jakiegoś czasu bardzo szanuję. W porównaniu do Mikkellera, póki co nie trafiłem na żadne słabsze piwo z tej stajni. Fakt, nie piłem też tych piw jakoś szalenie dużo, jednak staram się co jakiś czas coś kupić, bo pozycja jest już dosyć solidnie ugruntowana.


Jednak akurat na to piwo zdecydowałem się stuprocentowo po przeczytaniu tylnej etykietki, i pomysłu na jego powstanie. Jeppe (piwowar i założyciel Evil Twin Brewing) pewnego razu zmieniał swojemu synowi pieluchę, i zarówno efekt, jak i doznania towarzyszące temu zabiegowi tak mu się spodobały, że postanowił uwarzyć piwo na tę "okazję". No i zrobił imperialnego stouta, sugerując że polubią go przede wszystkim osoby lubiące słodsze piwa. I wtedy pojawiam się ja, osoba kochająca słodycz, nawet przesadną. Ale tylko w piwie!




Soft DK
Imperial Stout
alk. 10% obj.

Gęste to jak diabli, czarna to jak diabli, z mocno zbitą, długo utrzymującą się kremową pianką. Ideał.

Jeśli aromat jest tak doskonały, to nie chcę wiedzieć jak to musi smakować. Ileż się tutaj dzieje! Od samego początku, jeszcze zanim człowiek przystąpi do wąchania to czuje unoszące się w powietrzu słodziutkie aromaty wanilii oraz maślanych ciasteczek. I nie, nie jest to diacetyl. Pralinka i słodka mleczna czekolada przeplata się z zapachem słodkich pianek marshmallows, kakao, mleka w proszku i dopiero po chwili docierających palonych nut pochodzących od ciemnych słodów. Alkohol praktycznie na granicy wyczuwalności, tylko delikatnie ostrzega paluszkiem o tym że ten wariat ma ponad 10%, i nie ma co się spieszyć z wypiciem go. No ale jak tu nie chcieć wziąć łyka czegoś co pachnie tak świetnie?


Potwierdza się teza, mówiąca o tym że 90% smaku da się przewidzieć po aromacie. Przynajmniej w tym przypadku. Bo smak to już istna płynna czekoladka. Pisząc płynna, mam na myśli nie tyle porównanie, co realną sytuację. Piwo jest niezwykle gęste i treściwe, porównania do czekolady na gorąco nie są przypadkowe. Oblepia usta całkowicie, nie jest jednak piwem zaklejającym. No i jest przede wszystkim to, co jest tak bardzo pożądane w imperialnych stoutach: jest pralinka! Mówi się że posmak pralinki w risie jest jak wisienka na torcie, jak ostateczny szlif na rzeźbie, jak projekt okładki doskonałego albumu muzycznego. I tutaj razem w akompaniamencie słodkiej, mlecznej czekolady, słodkiego kakao i maślanych ciasteczek się pojawia. Dosyć łatwo można zapomnieć, jak wielki woltaż ukrywa ta bestia, bo jest on sam w sobie kompletnie niewyczuwalny. No, może tektura piwa trochę sugeruje że mamy do czynienia z czymś więcej niż lekkim stoutem. Goryczki chmielowej tutaj nie uświadczymy nic a nic, jednak problemem byłoby gdybyśmy ją uświadczyli, bo w takim piwie byłoby to nie na miejscu. Mówiłem coś o pijalności? Jest przeogromna, chce się brać kolejny łyk, ale szkoda to robić, żeby za szybko się nie skończyło. Świetny napój.

9/10

Dzięki Szymek za pożyczkę aparatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz