niedziela, 31 stycznia 2016

Kormoran: Imperium Prunum


Piwo w naszym kraju można podzielić na 3 źródła pochodzenia: koncerny (czyli jak się o nich mówi ci najgorsi, którzy wcale nie robią piwa, a dążą jedynie do zysku i wypuszczania na rynek kolejnych bezsmakowaych piw), browary regionalne, które robią piwo już bardziej zaawansowane smakowo, i są zdecydowanie mniejszymi graczami na rynku, oraz browary rzemieślnicze, które serwują nam całą paletę piw o takim smaku jaki sobie tylko wymarzymy, ale ich moce produkcyjne są bardzo niewielkie. Do tej pory kraftowcy (jak określa się browary rzemieślnicze) królowały jeśli chodzi o jakość i smak swoich piw. Od czasu do czasu zdarza się jednak sytuacja, że jakiś inny browar namiesza w piwnym światku. Tak się stało tym razem, za sprawą regionalnego browaru Kormoran, który to wypuścił na rynek porter bałtyckiego, o imponujących parametrach, oprawie i dodatku.




Piwo to jednak nie jest takim klasycznym porterem bałtyckim, bo jego ekstrakt początkowy wynosi aż 26 stopni. Finalnie drożdże odfermentowały tego potwora do równie zawrotnej ilości alkoholu, która opisana jest liczbą 11%. To już nie są przelewki, a prawdziwy zawodnik wagi ciężkiej.
Jednak nie tylko liczby robią wrażenie, w piwie znalazł się dodatek w postaci suski sechlońskiej. Jest to przykład wykorzystania regionalnego produktu, wędzonej śliwki. Wszystko póki co brzmi świetnie, jednak jak dla mnie jest jeden mały szkopuł: nie lubię śliwek. A wędzonych to już turbo nie lubię. Mam jednak swoje oczekiwania, i niejednokrotnie zdarzało mi się w piwie wyczuwać aromaty śliwek, które bardzo szanuję. Powidła śliwkowe: owszem, zjem ze smakiem. Jednak samej śliwki no nie dam rady. Dlatego nie obawiam się, że w tym piwie coś takiego mogłoby mnie zniechęcić, bo jest to śliwka niejako przetworzona. Nie w tym przypadku.



Co wyjątkowego jest jeszcze w tym piwie? Na pewno fakt, iż piwo to dojrzewało w browarze prawie rok. Rozumiecie to? Browar przez rok nie zwalniał tanka do leżakowania, aby wypuścić dla ludu piwo już odpowiednio dojrzałe. Poza browarem Podgórz, który zrobił dokładnie to samo, również z porterem bałtyckim, takie rzeczy się nie zdarzają. I za to należy się szacunek, bo nietrudno dostać w sklepie mocne piwo, które pomimo że dobre, jest w smaku przesadnie alkoholowe.
Kormoran zadbał także o oprawę, czyniąc z butelki dzieło sztuki. Zapakowanie całości w kartonik z morskimi opowieściami, oraz kilkoma informacjami na temat piwa robi wrażenie, zdecydowanie podnosząc prestiż całości. Nie wspominając już o zalakowaniu każdej butelki, co sprawia że osoby ceniące sobie piękno (tak zwani wzrokowcy) mają już na ten temat mokre sny. Tak, sam taki jestem. Prezencja zatem to jest już prawdziwe dzieło sztuki, i klasa światowa.



Jeszcze kilka pochlebiających słów na temat samej butelki. Jest ona podobna do większości tych z browaru Kormoran, czyli z wytłoczonymi znakami szczególnymi, z tym że Imperium Prunum wlane jest do czarnych butelek matowych, które po drugiej stronie złotego nadruku mają błyszczący czarny nadruk. To niesamowite, jak dużą wagę przyłożono, aby piwo tak doskonale się prezentowało. No i jak tu nie mieć do niego oczekiwań, no jak?!




Imperium Prunum
Imperial Baltic Porter
26°Blg, alk. 11% obj.

Porter jak to porter, nie może być zbytnio ciemny w barwie. Powinien wpadać w brąz i rubin, i w tym przypadku tak jest. Na jego powierzchni tworzy się spora, mocno zbita piana, która jednak nie wytrzymuje próby czasu, i po kilku minutach opada do małego krążka. Jednak przy takim potworze jest to kategoria drugorzędna, bo mocno zbita piana nie jest konieczna aby piwo wyrwało z butów.



Jak to jest możliwe, że człowiek naczytał się i nasłuchał o tym piwie tak wiele, każdy mówił że jest genialne, i o tym wiedziałem, a jak przyszło co do czego to tak samo oszalałem. Już przy nalewaniu, kilka sekund później do nosa dotarł TEN ZAPACH. Nie da się go krótko opisać. Zazwyczaj nie lubię robić super rozbudowanych recenzji piw, jednak w tym przypadku otrzymacie prawdziwy elaborat.
To, co zadziwia najbardziej to jego intensywność. Pierwsze skrzypce to intensywny zapach śliweczki oblanej w czekoladzie. Jest on piękny, i słodki (przypominam: nienawidzę śliwek). Jednak taki jej aromat w piwie jest już niesamowicie przyjemny. Już tutaj czuć jak doskonale to piwo jest wyleżakowane. Obecne są aromaty zarówno pralinki (tak bardzo pożądanej w risach), ciemnej, gorzkiej czekolady, wytrawnego kakao, kawy zbożowej, oraz bardzo wyraźny zapach migdałów. W tle pojawia się palony, przypiekany karmel oraz spora dawka ciemnych słodów. Jednak mimo wszystko można spokojnie odnieść wrażenie że jest to porter bałtycki, a nie imperialny stout. Ja już wiem że te wszystkie opinie to jest prawda. Prawdopodobnie zaraz wezmę pierwszy łyk najlepszego porteru bałtyckiego na świecie.



Nieprawdopodobnie pyszne. To jest przykład piwa doskonałego. Zdecydowanie uwagę zwraca jego ciało, spodziewałem się po aromacie piwa mocno słodkiego. Szczególnie uświadamiał mnie ku temu aromat migdałów. Można by rzec, że trochę się pomyliłem. Faktycznie, piwo jest słodziutkie, zdecydowanie dominuje przypalany karmel, deserowa czekolada (za moment przechodząca w taką typowo mleczną), kakao, niezwykle delikatną paloność, i na samym końcu w subtelną paloność. Suska sechlońska jest obecna raczej w postaci suszu, nie skojarzyłbym tego posmaku z typową śliwką, tym bardziej że jestem na nią wyjątkowo wyczulony. Jest to wyczuwalne, oczywiście że tak, bo zdecydowanie wzbogaca to piwo o rzecz, jaką określiłem w zapachu jako pralinka. Wyczuwalny zdecydowanie jest za to wędzoność od śliwki, którą określiłbym raczej jako zapach dymu czy ogniska. Paradoksalnie, pije się to piwo niezwykle lekko, pomimo że już swoją gęstą konsystencją od samego początku sugeruje nam z jak potężnym zawodnikiem mamy do czynienia. Jednak sam poziom alkoholu rzędu 11% jest kompletnie niewyczuwalny. I to też jest powodem świadczącym o tym jak wybitny jest to trunek. Tak smaczny, taki mocny, tak genialnie wyleżakowany, pełny i tak pijalny. Bo szczerze mówiąc jakbym miał więcej butelek to nie hamowałbym się tak gwałtownie przed wzięciem kolejnego łyku. A piłem je prawie godzinę. Doliczając to do ponad półgodzinnej sesji tego piwa, to spędziłem ponad półtorej godziny poświęcając się totalnie temu trunkowi. Warto było. Właśnie dla takich piw warto być piwnym geekiem.

10/10


Jeśli nie udało Ci się dorwać tego cuda, co bardzo możliwe, to mam dobrą wiadomość: kilka dni temu Paweł Błażewicz właśnie z olsztyńskiego browaru ogłosił że druga warka Imperium Prunum już leżakuje, i będzie w styczniu przyszłego roku ponownie dostępna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz