Niespecjalnie zwracająca na siebie uwagę etykieta, zdecydowanie ginie w gąszczu kolorowych butelek na sklepowej półce. Jednak na takich małych wojowników także czasem wypada zwrócić uwagę. Może na przykład okazać się, że przed wami stoi jeden z lepszych przedstawicieli stylu barley wine, który jest pewnie dla wielu z was jeszcze zbyt mało znany.
Z Anchor Brewing jeszcze nie miałem do czynienia. Sam browar warzy z przerwami od 1896 roku. Najbardziej znany jest z produkcji, i rozpowszechnienia piwa w stylu jakim jest california common, o nazwie Steam Beer. Nie będę się zagłębiał w ten styl, bo mam zamiar kiedyś je wypić, więc wtedy się bardziej na nim skupię.
Pewnie zauważyliście (jeśli nie, to zauważycie), że na butelce nie pisze barley wine, tylko barleywine. Tomek Kopyra fajnie wyjaśnił, że wszystko co w Stanach Zjednoczonych produkowane jest z dopiskiem wine, jest uznawane za produkt wyprodukowany z winogron. Anchor to ominął w najbardziej prosty sposób.
O stylu jakim jest barley wine napisałem parę słów przy alpha blood, więc odsyłam do tamtego wpisu.
Old Foghorn
Anchor Brewing
barley wine
alk. 8,8% obj.
Jakby dorzucić lodu i podać w zwykłej niskiej szklaneczce, to można by pomylić z whisky. Albo bez lodu, i z herbatą. Piana praktycznie zerowa, jedynie pojawił lekki kożuszek przy nalewaniu.
W zapachu, jak można było się spodziewać, dominuje słodycz. Głównie przemawia do mnie likier owocowy (określiłbym że truskawkowy), karmel, pralinki z alkoholem i lekka nuta kwiatowa. Amerykańskich chmieli raczej tutaj nie ma, chyba że autosugestia podpowiada mi że czuć lekkie cytrusy.
Mega gęste piwo. I mega klejące. Słodycz przeogromna, wyklejająca, objawiająca się tak jak w zapachu likierem owocowym szybko skontrowana alkoholową goryczką, która zmywa się szybciej niż Najman z ringu. Uczucie oleistości w tym przypadku jest fantastyczne. Wydaje mi się że pojawiają się też nuty dzikich owoców lasu oraz orzechy laskowe. Wysycenie praktycznie zerowe (co widać po pianie), ale na to, przy tak mocnym piwie nie można narzekać.
Jak się ogrzewa wychodzą chmiele, wyraźnie można wyczuć intensywną, świeżą goryczkę, taką jaka się pojawia przy ipach.
Najlepsze w tym piwie jest to uczucie cukierkowości i wyklejania buzi. Nieczęsto mam do czynienia z tym stylem, ale mam wrażenie, że pochylę się nad nim głębiej; mam wrażenie że barley wine zaczyna powoli stawać się moim ulubionym gatunkiem. A samo Old Foghorn? Klasa, najwyższa półka. Warte wydania kwoty równającej się 5 Kasztelanom.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz