wtorek, 23 czerwca 2015

Amber, Po godzinach AIPA


Fajnie że browary regionalne próbują warzyć piwa, które do tej pory warzyli wyłącznie rzemieślnicy. Nie wszystkim to wychodzi- fakt, ale przede wszystkim liczą się chęci. Browar Amber, wprowadził nową serie, w której to warzą eksperymentalne style. Każda w limitowanej ilości 200 hektolitrów, co w browarze, który ma roczne wybicie około 250k litrów (według Wikipedii) nie wydaje się zbyt dużą ilością. Taka w sam raz, jednorazowa warka na obczajkę.

Nową serią "Po godzinach" browar regionalny z Bielkówka aspiruje do zagłębienia się w rynek piw rzemieślniczych. Obecna dziś AIPA jest trzecim piwem z tej serii. Wcześniej były (i zbierały całkiem niezłe opinie, chociaż ja nie miałem okazji próbować) Altbier oraz Koźlak pszeniczny. Szczerze powiedziawszy, zaskoczyłem się, że nie poszli w amerykańskie chmiele od samego początku, w końcu to doskonały pomysł aby zaskoczyć standardowych lageropijców, jakimi do tej pory byli nabywcy piwa marki Amber. Jednak można się było spodziewać, że i na to przyjdzie pora. Trzymam kciuki żeby się udało.


Po godzinach AIPA
American India Pale Ale
15,1°Blg, alk. 5,8% obj.
IBU 65-75

Ładna piana, niestety szybko opada. Kolor też spoko, ładne złoto, samo piwo lekko zmętnione.


Zdecydowanie jest wyraźna nuta chmielowa! Przebija się lekki ananas oraz mango. Niestety nad całością czuwa dosyć wyraźne masełko (diacetyl) oraz delikatny aromat gotowanych warzyw (DMS). Grrr, liczyłem na zaskoczenie...


O ile piwo było zimne, smakowało całkiem całkiem. Bardzo fajna chmielowość, objawiająca się lekkim cytrusem oraz fajną żywicą. Bardzo dobra podbudowa słodowa, piwo smakuje jak przykładna amerykańska ipa, nawet goryczka jest solidna, i bardzo krótka. Za to brawa.
Teraz mniej przyjemna część.
Kiedy piwo tylko podłapuje trochę temperatury, zaczyna śmierdzieć na kilometr. Pachnie niestety masłem, w niebotycznych ilościach, co przekłada się również na chamską śliskość na języku. Pół biedy, jeśli to byłby tylko tyle. Po chwili dołącza się uaktywniony wcześniej DMS, który bardzo ładnie przypomina mi jak smakuje rozgotowana marchewka. Goryczka zanika, wady wyłażą na wierzch. Nawet pierwotna chmielowość wychodzi za drzwi, i już całkowicie jej nie uświadczymy.


Po dobrym początku, słaby koniec. Smutno, nie smutno: te wady są tak odpychające, iż nie dane jest mi było dopić do końca. Wiele nie trzeba: tak naprawdę wystarczyłoby wyeliminować wady. A mogło być fajne piwo...

3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz