Ła, ale to była impreza! Zdecydowanie jeden z lepszych festiwali piwnych, na jakich miałem okazję się pojawić. Jak wiecie, tym razem pojawiłem się tam nie tylko w roli gościa, ale i także wystawcy. Jednak wrażenia z pełnienia obu tych funkcji, wydają się być tak samo dobre.
Lokalizacja była rzeczą arcydobrą, i za to należy się ogromny plus. Stadion Legii Warszawa okazał się miejsce przestronnym, a jego strefa VIP strzałem w 10. Czystko, schludnie, jasno. Kupa przestrzeni, świetnie uzupełnionej przez stoiska browarów.
Co do wystawców, na poziomie 2 zlokalizowane były browary, a na 3 piętrze multitapy, uzupełnione jeszcze kilkoma browarami. Dodatkowo na górze znajdowała się także "strefa relaksu", czyli leżaczki, piłkarzyki i generalnie większy spokój niż na dole.
Sama obstawa była świetna. Na festiwalu zjawili się przedstawiciele czołowych polskich browarów rzemieślniczych, praktycznie na palcach jednej ręki można było powiedzieć kogo zabrakło. Ilość piwa przeszła najśmielsze oczekiwania. We wpisie, w którym opisywałem jakie nowości warto spróbować, oczywiście nie udało mi się wypić wszystkiego. Zwyczajnie się nie dało. Fakt że spędziłem tam pełne 3 dni nie sprawił że zdążyłem ze wszystkim.
Oczywiście cała branżowa śmietanka była także obecna. Mnóstwo przedstawicieli i blogerów. Oraz mnóstwo nowych osób, jakie poznałem. To jest chyba najfajniejsza (poza piwem ofkors) cześć takich wydarzeń.
Coś na co wszyscy czekali to niewątpliwie był panel dyskusyjny pt.: Czy płatne recenzje są okej? Jak się można domyślić, brał w nim udział oczywiście Tomek Kopyra, a po drugiej stronie stali Michał Kopik oraz Kuba Niemiec. Coś, co zapowiadało się wojną i totalną destrukcją nie spełniło oczekiwań. Argumenty używane przez obie strony przypominały te sprzed jakiegoś czasu, kiedy to panowie jak przedszkolaki wypominali sobie pewne niesmaczne rzeczy na swoich fanpejdżach. Swoją cegiełkę dołożyło także nagłośnienie, dzięki któremu przy scenie nie było słychać prawie nic, ale na drugim końcu obok głośnika dźwięk był doskonały. Więc ja większą część tej dyskusji wysłuchałem na stanowisku Tap House, miło sprzedając piwo.
Jednym z ciekawszych elementów było ogłoszenie wyników Warszawskiego Konkursu Piw Domowych. Ciekawiło mnie to także ze względu, iż wysłałem tam piwo w kategorii whisky stout. Tak naprawdę nie liczyłem na wiele, ponieważ była to dopiero moja 4 warka. Może to i dobrze, bo moje piwsko odpadło w eliminacjach :v Żalu nie było, kolejny raz również mam zamiar uczestniczyć, bo to pomimo dużej i arcysilnej konkurencji dobra zabawa. Grand Championa, i możliwość uwarzenia tego piwa na większą skalę w browarze Pinta zdobył Łukasz Kubicki, który od niedawna warzy autorskie receptury w swoim projekcie "Tatooed Beer".
Od lewej: Jan Gadomski (Aldeeran Brewery), Leszek Jasiński (Bromaniack), Tomek Syguła (Browar Leśniczówka)
I tutaj muszę poruszyć pewną kwestię, bo nie daje mi to spokoju. Regulamin powinien przewidywać osoby, która warzy piwo na dużą skalę w dużym browarze, aby nie mogła ona uczestniczyć w konkursie piw domowych. Zaraz ktoś powie "ej, ale to w końcu dalej piwo domowe!". No tak, z tym ze sytuacja wygląda trochę inaczej, z perspektywy piwowarów domowych uczestniczących w rywalizacji. Ktoś kto na piwie zna się wyłącznie z własnego doświadczenia, wyłącznie warzący małe warki w domu ma mniejszą wiedzę niż ktoś obeznany w produkcji na większą skalę. Patrząc, że udział może wziąć każdy, wyobraźmy sobie sytuację: (na przykład) Ziemowit Fałat, osoba o dużej wiedzy, warzy w domu piwo, absolutnie genialne i zamiatające inne piwa w tej, i nie tylko tej kategorii, i zgarnia tytuł Grand Prix. W nagrodę może uwarzyć właśnie to piwo, w browarze Pinta. Czyli w swoim browarze, który własnymi rękami stworzył, i z którym jest od samego początku. Gdzie tu sens? Nie ma. Uważam że jest to po prostu nie fair względem innych uczestników.
Festiwal udał się chyba bardziej niż dobrze. Do pełni szczęścia brakowało tylko myjek do szkła. Jeśli się uda, to na 100pro na kolejną edycję się wybiorę. Dzięki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz