środa, 8 lipca 2015

Alderaan Brewery

 


Jestem fanem gwiezdnych wojen, ale do tej pory piw z z motywem Star Wars raczej nie można było dostać. Pewnego jednak dnia, zauważyłem w odmętach fejsbuka OBŁĘDNIE wyglądające butelki, które aż kipiały od nadmiaru sagi George'a Lucasa. Już wtedy okazały się cudowne, zacząłem więc szukać, który browar się zajął robieniem takich cudeniek. Zaskoczenie uderzyło bardzo mocno. Były to piwa produkcji domowej, z domowo robionymi etykietami. Wow. Oczywiście to nie przerzedziło mi chęci posiadania ich.
Piwowarem w domowym browarze Alderaan Brewery okazał się być Janek Gadomski. Ma już za sobą kilkadziesiąt warek, więc można założyć iż jakieś pojęcie o piwie ma. Przynajmniej o jego produkcji, bo patrząc na jego dorobek tutaj, widzimy co udało mu się już uwarzyć.  

Tak jak wspominałem, cała otoczka jest arcyprzyjazna dla oka. Każda nazwa, etykieta łączy się bezpośrednio ze stylem. Bardzo profesjonalne podejście. Udało mi się piwowara przekonać, aby podzielił się częścią swoich dzieci. Po problemach z dostawą (paczka raz się potłukła, na szczęście Janek ma dobre serce i nadał kolejną) dotarły do mnie 4 sztuki: Żytnia AIPA, Cascadian Dark Ale, Whisky Stout, oraz ten sam Whisky Stout, tyle że z dodatkiem laktozy.
Już nie mogę się doczekać!

A tutaj rzecz niespotykana: brandowane kapsle. W browarze domowym. Odjazd!


Rye' Rytas z Aldeeran
Rye American India Pale Ale
16,5°Blg, alk.  obj.
70 IBU

Aromat jest doskonały. Cała masa słodkich owoców: ananasa, mango marakui, oraz mnóstwo cytrusów. Chmielowy zapach jest niezwykle czyściutki, i mega intensywny: nie jest go w stanie zakłócić, nawet brzęczący mi w pokoju na pełnych obrotach wiatrak.

Chmiel. Goryczka. Żyto.
To pierwsze 3 słowa, które mi przychodzą do głowy.
Konkretne nachmielenie, które w smaku zdecydowanie ucieka bardziej w stronę słodziutkich, tropikalnych owoców. Słodko-kwaśny ananas, lekko przejrzałe mango oraz dopełniające lekkie mandarynki.
Goryczka należy do tych z gatunku wysokich. Robi wrażenie swoją mocą, zdecydowanie nie jest to piwo dla każdego. Kopie nas w gardło, i prawie odcina dłoń w trakcie spożywania. Jednak po chwili znika, zostawiając za sobą bardzo wyraźny posmak grejpfruta, oraz delikatne skrobanie w przełyku. To lubię.
Jednak zdecydowanie największe wrażenie robi treściwość piwa. Gęste, pełne, sycące, może nawet zastąpić posiłek. Fakt faktem, dzięki takiej treściwości, pijalność nie jest najwyższa, jednak no nie wymagajmy aż tyle. Ważne że alkohol jest zgrabnie ukryty, a piwo niezwykle pijalne.

9/10


The T-Fighter Gasoline
Cascadian Dark Ale
17,1°Blg, alk. 6,9% obj.
63 IBU

Przy nalewaniu cudownie w górę rośnie piana. Pomimo bardzo delikatnego nalewania, spora czapa nie pozwala na wlanie całości do ipa glass. Opada bardzo powoli, ale skubana nie znika całkowicie, jej centymetrowa warstwa cieszy oko do końca degustacji. Przy okazji pięknie oblepiając szkło. Jedynie możnaby się na siłę przyczepić do koloru: nie jest całkowicie czarny, co najwyżej ciemno brunatny.

Zapach jest cudowny! Istna cytrusowa bomba. Zdecydowanie cytrusowość jest aromatem, który wiedzie prym, jednak oprócz nich, można wyróżnić również lekkie jeżyny, czy jagody (coś w tę stronę). Pojawia się również aromat prażonego słonecznika, oraz delikatna paloność. Fajnie.

Smakuje również dobrze. Pierwszy akord to zaznaczenie użycia ciemnych słodów, charakteryzujące się głównie sporą dawką przypalanych słodów. Ej, wyczuwam tutaj nawet lekką kawę zbożową! Na szczęście zanim zdążyłem zacząć narzekać że smakuje jak stout, uderzyła mnie potężna chmielowa goryczka. Fakt, jej moc była sroga, jednak z każdą sekundą słabła, dając zadowalający, żywiczny posmak. Ogólnie chmielenie zrobiło robotę, o ile w aromacie to cytrusy dominowały, to w smaku wyrównały się poziomem z jagódkami i jeżynami. I pojawiła się delikatna porzeczka. Piwo ma dobrze ukryty alkohol, choć po wychyleniu całej szklanki daje o sobie znać w głowie. Wydawać by się mogło, że jest przegazowane, jednak nie, smakuje bardzo dobrze. Bardzo pijalne, pomimo wysokiej goryczy, która nie każdemu będzie pasowała.

8/10


Torfifird C3PO
Whisky Sweet Stout
17,6°Blg, alk. 6,2% obj.
40 IBU

Bardzo ładnie pachnie. Mnóstwo whisky, mnóstwo czekolady, torfowa wędzonka i cała masa mlecznej słodyczy. Dosłownie taka czerwona pralinka Lindor. Przy ogrzaniu delikatnie wyłazi alkohol, i robi się Lindor z alkoholem. Wzrasta również akcent palony.

Smakuje dobrze. Aromat pokrywa się ze smakiem. Sporo wędzonki, sporo asfaltu, oraz popalonej instalacji. Piwo dzięki laktozie jest bardzo gładkie, i fajnie kontruje to paloność. Alkohol w smaku natomiast nie jest już wyczuwalny, heh dziwna sprawa, pierwszy raz mi się to zdarzyło. Jedyne do czego się można przyczepić, to dosyć wysokie nagazowanie. Użyta tłusta laktoza powinna to piwo wygładzić, i spowodować mniejszą pienistość. Dzięki temu niestety pijalność spada, i nie można się nim cieszyć tak szybko, jakbym chciał

7/10


Torfifird C3PO
Whisky Stout
16,3°Blg, alk. 6,2% obj.
40 IBU

Aromat jest obłędny! Ale co najciekawsze, pachnie prawie identycznie co AleBrowarowy Smoky Joe! Mnóstwo torfowej wędzonki, cała masa czekolady i sporo paloności . Super!

Smakuje w sumie też podobnie. Na pierwszym planie oczywiście jest wędzonka. Dwa kilo przypalonych kabli! Trochę z tyłu wyraźne są posmaki kakao, oraz gorzkiej czekolady. Na szczęście w tym przypadku wysycenie jest okej, bo bąbelki są delikatne i nie zapychają. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to trochę za wysoka goryczka. Chociaż może to być też wpływ paloności, która się z nią pokrywa. Porównałbym ją do bardzo gorzkiej, 90% czekolady. Nie jest to oczywiście wada, przybliża po prostu ten egzemplarz do piwa bardzo wytrawnego. Smakowicie.

8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz